poniedziałek, 31 sierpnia 2015

14. First great breakdown


Jelly ociekając słonym potem, doczłapała się do parapetu. Dyszała ociężale, chwytając butelkę z wodą.
- Jun unnie, ktoś dzwoni – Wysapała krótko, ocierając twarz dłonią.
- Kto konkretnie?
- Nieznany numer – Spojrzała na świecący ekran, podając go wyczerpanej przyjaciółce, leżącej na podłodze w sali treningowej. Na wieść Jelly z impetem podniosła się do pozycji siedzącej, z zaciekawieniem wpatrując się w rząd liczb.
- Hello? – W słuchawce nastała chwila ciszy, po czym ucho dziewczyny wypełniły szumy i przerywane głosy, jakby rozmówca nie mógł złapać zasięgu. Zmrużyła niepewnie oczy. – Can’t hear you.
- Junie? – Usłyszała postrzępiony i zmodyfikowany ton, który po pewnej chwili ustabilizował się. – Junie, is that you?
Jun otworzyła usta ze zdumienia, choć przez parę sekund nie wypełzło z nich ani słowo. Tylko jedna osoba, nie wliczając Sujan, znała jej amerykańskie imię, choć było to wysoce nieprawdopodobne, by był to…
- …Jisoo? – Zapytała powoli i niepewnie, przygryzając z obawą dolną wargę, bojąc się, że mogłaby wyjść przed kimś na głupca.
Kompletnie nie przejmowała się resztą zespołu, spoglądającą na nią bez przerwy. W końcu podniósł się przenikliwy pisk Jun.
- Oh my God! My little brother is in Seoul! Preparing for a debut? Holy shit, Josh, I’m so proud! How long have you been here without calling your older sister?!– Chodziła po pomieszczeniu w tę i z powrotem, żywo gestykulując i popiskując raz po raz. – Ah yeah, I changed my number, get it, get it, so it’s been a long time, huh? Concert? You’ll be singing on live? My God! Of course I will! Even if I’ll have to escape from the company!
Jeszcze przez kilka minut trajkotała idealnym amerykańskim akcentem, uśmiechając się szeroko, nim opuściła ogromnego smartfona, szczerząc się jeszcze szerzej. Wszystkie członkinie rzuciły jej wyzywające spojrzenia, każące wytłumaczyć wszystko od początku, choć ona tylko rzuciła na odchodne:
- Joshy is here! – A następnie złapała swoje wszystkie rzeczy i wymaszerowała z sali, zostawiając otumanione przyjaciółki samym sobie.
- O co chodzi? – Spytała Geena, spoglądając na Su. – To był jej były? Pierwsza miłość?
Sujan uśmiechnęła się lekko, kręcąc bezradnie głową.
- Wygląda na to, że ktoś z Los Angeles.

***

Pod koniec lutego można było czuć w powietrzu powolutku przychodzącą wiosnę. Było to naprawdę niesamowite poczucie, aczkolwiek mało naturalne. W takiej pogodzie koncert przyjaciela wydawał się być wręcz idealnym.
Jun uśmiechnęła się, gdy dobiegł do jej grupki roześmiany Henry. Chwilę później szli do samochodu. „A więc to jej przyjaciel” myślała Geena, gdy patrząc przez okno, panorama miasta ciągle się zmieniała. Ciągle nawiedzały ją ponure myśli dotyczące własnej niedoli. Siedząca z nią trójka osób umiała posługiwać się angielskim perfekcyjnie, kiedy ona nie potrafiła sklecić choćby najkrótszego zdania posługując się tym językiem. A była niemal pewna, że to właśnie w ów sposób będą się komunikować. Na dłuższą metę zaczynali ją tym irytować. Wciągnęła ze świstem powietrze, słysząc, że zaczynają rozmawiać po angielsku.
- A więc ten chłopak będzie miał debiut, tak? – Rzuciła w eter pierwsze słowa, które przyszły jej na myśl, byle odciągnąć resztę od niezrozumiałych dla niej tematów. Na jej szczęście rozradowana twarz Jun odwróciła się do niej raptownie.
- Tak, myśli, że może to być już całkiem niedługo. Uwierzycie, że w tej jego grupie jest aż trzynastu członków? – Wydęła usta z zaciekawieniem, szybko kontynuując. – Jest ich trzynastu, a nazwa zespołu to Seventeen, nie mam pojęcia jakim cudem…
- Zaraz będziesz miała okazję go zapytać – Urwała gładko Su, wskazując podbródkiem na widniejący nieopodal brukowany plac, gdzie widać było spory tłum, tłoczący się w jedno miejsce.

***

Wszędzie kręciło się pełno fanów chłopców spod skrzydeł Pledis ENT., gorąco wyczekujących ich występu. Sam event był bardzo ciekawy, gdyż grupa artystów miała zadanie „chwycić serca fanów jako podgrupa”.
Tym samym ciekawość Jun została zaspokojona; Trzynastu członków, trzy podgrupy odpowiedzialne za część rapu, wokalu i występu, no i jeden zespół, co w konkluzji dawało wynik siedemnastu.
- So creative! – Wykrzyknęła z podziwem po wykładzie swego przyjaciela, zaraz po zakończeniu serii uścisków i witaniu. Delektowała się chwilą osobności z chłopakiem, gdyż reszta jej ferajny ruszyła na poszukiwania miejsca, w którym mogliby kupić kawę na wynos.
 W końcu nastała chwila ciszy, w której Jun po prostu wpatrywała się w osobę z naprzeciwka. Joshua miał dość krótkie, brązowe włosy odsłaniające czoło i łagodny wyraz twarzy. Westchnęła, uśmiechając się kojąco. – Still can’t believe you’re here – Obserwując jak jego usta wyginają się w delikatnym uśmiechu, stwierdziła, że to nie był już ten nieporadny chłopiec, którego pamiętała ze Stanów Zjednoczonych. Wiele cech wcale się w nim nie zmieniło, choć było coś, czego Jun nie przewidziała ani trochę  - wyprzystojniał niemal nie do poznania, choć jednocześnie wydawał się być podobnym do kogoś kogo już poznała… - Oh my! – Wykrzyknęła, od razu zasłaniając usta ręką. – You look so similar to Tao from EXO!
Josh otworzył usta, choć to nie on odpowiedział przyjaciółce.
- I agree – Zaśmiała się delikatnie Su, kiwając się Joshowi, co ten wykonał ze zdwojoną energią. Z nikąd pojawiła się przyjaciółka Jun, wręczająca jej tekturowy kubek. – Be careful, it’s really hot. – Ukradkiem spojrzała na chłopaka, nim jednak zdążyła zarejestrować jak bardzo jest otumaniony, cofnęła spojrzenie. – Henry and Geena are looking for some good place to watch the show…They hope we’ll be in the first line – Prychnęła wzgardliwie, jednocześnie chichocząc. – When you are ready, go find us over there… And let Josh have some drink, He looks really pale – Dodała na koniec, podniósłszy ostrożne spojrzenie w kierunku chłopaka, a następnie uśmiechnęła się uprzejmie do niego, odbiegając w kierunku dwójki czekających przyjaciół.
Gdy tylko Sujan oddaliła się, Jun przyjrzała przyjacielowi i niechętnie przyznała rację, wyglądał blado. Jednak gdy tylko wyciągnęła do niego dłoń z napojem, rozwierając wargi w celu zapytania o jego samopoczucie, Josh z otępiałym głosem sam zadał pytanie, z każdą sekundą szerzej otwierając swe skośne oczy.
- Is she from…
- Oh – Przerwała od razu, wybuchając dźwięcznym śmiechem. – Yes, she is. I didn’t introduce Her to you. It was Sujan, our princess from London, The United Kingdom. - Josh przełknął ślinę, oddychając ciężko. – Like Her, huh? I thought You would do. Still think british accent is hot?
Chłopak rumieniąc się, szturchnął ją lekko, na co Jun jeszcze bardziej zaczęła mu dokuczać.

***

Niedługo trwało znalezienie trójki przyjaciół, która o dziwo faktycznie stała w pierwszym rzędzie, gaworząc wesoło. Gdy spore grono osób spostrzegło ich grupkę, Henry posępnie przygryzł wargę, zakładając Geenie kaptur jej własnej bluzy, po czym to samo zrobił ze swoim.
Dziewczyna od razu rzuciła mu swoje ogniste spojrzenie, gotowa krzyknąć, by jej nie dotykał, ale gdy tylko zobaczyła cały rój ogromnych aparatów fotograficznych w dłoniach fanów, niechętnie umilkła.
Wtedy podniosły się pełne entuzjazmu piski i oklaski, a na scenę wkroczyli uśmiechnięci członkowie sekcji wokalnej zespołu Seventeen. Joshua trzymał w rękach gitarę klasyczną, dostrajając ją szybko. Po chwili rozległy się przyjemne niczym dzisiejsza pogoda tony, a tłum przedarł krzyk Jun.
- Fighting, Joshy!
Chłopak uśmiechnął się delikatnie i zbliżył usta do mikrofonu, jednocześnie z gracją szarpiąc struny instrumentu.
- I never forget you girl – Zaśpiewał z lekkim wykrzykiwaniem kącików ust ku górze. Głos Josha kojarzył się  Su z gładkim aksamitem, którym chciała być cała okryta. Był tak czysty, bez żadnej skazy.
Z dziwnym uczuciem w gardle, zamrugała oczami, prawdziwie zmieszana. Chłonęła występ Jisoo doszczętnie, połykając go spojrzeniem, a gdy rozpoczął piosenkę ów zdaniem, ich oczy skrzyżowały się. Z przejęciem stwierdziła, że faktycznie jego spojrzenie przypomina wesołe tęczówki Tao. Słowa „never forget you girl” śpiewał do niej. Taka teza pojawiła się w jej głowie po sekundzie. Pokręciła przecząco głową, odwracając głowę. Serce biło jej szybko, gdy Jun rzuciła jej cicho do ucha.
- He asked about you – Spojrzała na zdezorientowaną twarz przyjaciółki, której spojrzenie nie wyrażało żadnych emocji. Su z całych sił wysiliła się, udając obojętność.
- Oh – Odparła lekko, po czym przełknęła ślinę. – It’s really nice of him. He seems to be very polite.
Jun zobaczyła rumieniec na twarzy Sujan, dlatego uśmiechnęła się z politowaniem. Następnie skupiła się na występie, odrzekając tylko mgliście.
- Yes, He’s a true gentleman.

***

Dziewczęta posiadały już tylko ostatnie resztki sił, choć za wszelką cenę nadal starały się jak najlepiej zgrać się w tańcu. Ćwiczyły zawzięcie przed swoim pierwszym Music Bankiem po comebacku. Żądza wygranej była naprawdę zamraczająca. Widok statuetki przed oczami stale przysłaniał wycieńczenie.

SangJoong obserwował je w rogu sali, siedząc z nogą na nodze. Taki występ mógł wydawać się obiecujący. Bał się, że go zniszczy.
Nie miał żadnej alternatywy, choćby najmniejszej. Rano już go tu nie będzie, a w momencie gdy będą wchodzić na scenę, on nie będzie miał na sobie żadnego ze swoich wytwornych garniturów, tylko zwykłe dresy w swym mieszkaniu. Jedyne co mogło go pocieszyć, aczkolwiek tylko minimalnie, była myśl, że mimo tego, że nie będzie mógł zobaczyć ich na żywo, dopingować, poklepać po plecach za wspaniałą robotę, zobaczy ich występ na żywo. Na ekranie.
Co chwilę zbierał się, by przerwać lecącą muzykę i ogłosić niewesołą nowinę, ale za każdym razem plany jego zostawały rozwiane jakby przy podmuchu wyjątkowo narowistego wiatru. Co dziewczęta miałyby zrobić bez niego, tego, który wiedział jak reagować na ich występki, jak pocieszyć i podnieść na duchu. Rozumiał, że one także zasługują na odpoczynek i przerwy dla siebie. Za to nikt oprócz niego, nie mógł przyjąć do wiadomości, że żaden ciężko pracujący artysta w tej wytwórni to niemęczący się cyborg.
Z sercem ciążącym mu niebywale mocno, wstał, napotykając spojrzenie Quinn. Odwlekał to tak długo, a obwieści informację o swoim przymusowym odejściu dzień przed tak ważnym wydarzeniem. Wybrał najgorszy moment spośród możliwych. Choć ostatni jaki mu pozostał.
Wzrok liderki był pusty i pozbawiony jego blasku. Ani trochę mu to nie pomogło, jednak teraz już nie było ucieczki. Czy oznaczałoby to, że po raz ostatni patrzy w te łagodne, rozumiejące wszystko oczy? Chciał oglądać je codziennie, patrzeć jak ich kąciki unoszą się przy melodyjnym śmiechu.
Odbił spojrzeniem w bok i zobaczył jak Jun wraz z uroczą Jelly wygłupiają się, puściwszy pewną nieznaną mu piosenkę, której nad wyraz zabawną choreografię próbowały odtworzyć, śmiejąc się przy tym do rozpuku.  Sujan wraz z Geeną przysiadły na podłodze pod lustrami, pokazując sobie coś w telefonie. Miało mu wielce braknąć tych dziewcząt, tak bardzo różniących się od siebie, a jednak potrafiących znaleźć harmonię, której sam je nauczył.
- Spisałyście się naprawdę wspaniale – Odchrząknął, chowając dłonie w kieszeni spodni. – Czuję w powietrzu zapach wygranej, macie moje słowo. – Automatycznie skierował wzrok ku Quinn, jednak w ostatniej chwili zrezygnował. - Zasługujecie na to. Pracowałyście ciężko, ciężej niż ktokolwiek, a to na pewno się opłaci. – Umilkł na moment, wydymając usta, by poukładać w głowie myśli, które musi przełożyć na słowa. Westchnął ociężale. – Nic nie może stanąć na drodze do tej wygranej, tak? Nic nie może sprawić, że stracicie pewność siebie, głos wam się załamie, a stopa wykona nie ten ruch co powinna, nie możecie dopuścić do głowy żadnej nieproszonej myśli. Wasz występ ma być tak idealny jak ten przed chwilą. Macie być dumne z siebie i z tego co pokazałyście.
Geena zastanowiła się moment, oblizując z zaciekawieniem dolną wargę. Dlaczego menager dawał tak podniosłe wystąpienie przed zwykłym programem muzycznym? Zmarszczyła brwi i spojrzała na liderkę. Dlaczego Quinn pożera go tak zbolałym wzrokiem jakby miała zaraz wybuchnąć rzewnym płaczem?
- To wszystko mógł pan powiedzieć jutro, przed pokazem! – Zachichotała Jelly, pokazując szereg śnieżnobiałych zębów.
Geena zauważyła zmieszanie na twarzy mężczyzny, nie znając jego powodu. Jun rzuciła jej porozumiewawcze spojrzenie, dzięki któremu poznały, że żadna z nich nie rozumie wywodu menagera.
SangJoong uśmiechnął się smutno, drapiąc tył głowy.
- To byłoby wysoce niemożliwie – Odparł ostrożnie, połykając porcję śliny. – Widzicie – Zaczął na nowo, zwilżywszy wargi. – Zostałem zobligowany do usunięcia się z wytwórni. – Uśmiech spełzł z twarzy Jelly, otworzyła usta, choć nic nie powiedziała. Powoli zasłoniła je dłonią, niezdolna do jakiegokolwiek innego ruchu. Quinn odwróciła głowę, oddychając głęboko.
-  Na czas…? – Zabrała głos Su, spoglądając pełnym niedowierzania wzrokiem w oczy menagera.
Ledwie zdołał wykrztusić.
- Nieokreślony.
Nastała głucha cisza. Sześć osób stało po środku sali tanecznej, rzucając sobie raz po raz ukradkowe spojrzenia. Nikt nie śmiał się odezwać, bo też nie znał odpowiednich słów, którymi mógłby się teraz podzielić. Każda czynność, jaką mogły teraz wykonać wydawała się nieodpowiednia…Każda, z wyjątkiem jednej, na którą wpadła najmłodsza Jelly, otarłszy powolnie spływającą łzę. Wykonała krok.
Potem czuła sztywny materiał jego marynarki pod swoimi dłońmi i to samo stało się na jej plecach, gdy w odpowiedzi otoczyły ją jego ciepłe ramiona.
Ostatnią osobą, która dołączyła do grupowego uścisku była Quinn z zaczerwienionymi oczami. Powinna być twardą liderką i zachować zimną krew, by reszta zespołu mogła ją naśladować i przeżyć to jak najlepiej. Zamiast tego jednak, niczym mała dziewczynka przylgnęła do jego ciepłego ciała, dając upust łzom.

***

BriDs stało pośród innych gwiazd koreańskiej muzyki, czekając w napięciu na ogłoszenie ilości punktów. Miały wiele powodów, by się obawiać. Było pewne, że największą przeszkodą do zdobycia swojej pierwszej nagrody są stojące obok dziewczyny z szerokimi uśmiechami na ustach. Geena ukradkiem zmierzyła wzrokiem zespół 4Minute. Piosenka „Crazy” była ciekawa, również warta wygranej.
Jak przez mgłę słyszała pełne entuzjazmu okrzyki Minho w roli MC, który z zapałem informował o ilości powiększających się punktów.
I oto było po wszystkim. „Revolution” wygrało, a BriDs zostało wyciągnięte do przodu i oklaskiwane przez wszystkich z płomiennym zapałem. W uszach rozbrzmiewały ich własne głosy z piosenki, a w sercu grała ulga wymieszana z niebywałym podnieceniem. Jelly nie posiadając się z radości poskoczyła, Jun i Su sczepiły się w mocnym uścisku, a Geena ukłoniła się publiczności. Quinn miała łzy w oczach, podchodząc do mikrofonu. Drżącymi rękami ściskała statuetkę.
Zwyciężczynie wiedziały komu ją zawdzięczają.
- To bardzo dziwne uczucie – Zaczęła Quinn na pozór podniosłym i wesołym tonem, choć jej uśmiech pozostał niezmiennie smutny i przygnębiony. – To nasza pierwsza nagroda, dziękujemy naszym wszystkim fanom, jesteście dla nas wszystkim. W przyszłości będziemy pracować jeszcze ciężej, by pokazać wam BriDs w możliwie najlepszy sposób. – Urwała, bijąc się z myślami. W końcu postawiła wszystko na jedną kartę. – A czuję się dziwnie, dlatego, że w dniu, gdy po raz pierwszy wygrałyśmy statuetkę, nie ma tu naszego menagera, który był jedyną osobą, dzięki której jesteśmy dziś w tym miejscu. Ta statuetka należy się jemu… - Quinn poczuła jak stojąca za nią Geena  lekko ciągnie ją do tyłu. Powinna przestać mówić w programie o takich rzeczach. - …I na koniec proszę, żeby zatrzymał swoją bransoletkę…Brawo dla pierwszej wygranej BriDs! – Krzyknęła na koniec, a podniosły się brawa. Wiedziała, że nie powinna tego mówić. Była w pełni świadomości, że to może zaszkodzić jej i całemu zespołowi, że może mieć niemałe problemy, ale w tej chwili o to nie dbała.
W tej samej chwili siedzący przed telewizorem SangJoong, zwiesił bezradnie głowę. Jakże wiele złego mogło to przysporzyć małej Quinn, pomyślał w duchu, czując jak obejmuje go fala zimna. Zagryzł wargę z przestrachem, a w następnej spostrzegł jak ekran jego telefonu raptownie się zaświecił, informując go o połączeniu. Rozszerzył oczy.

***

kim Young Min, CEO SM Entertainment, siedział za biurkiem, oglądając uważnie występ swego najświeższego zespołu na żywo w ekranie Ipada. Osobą, która specjalnie go o to poprosiła był zaradny lider EXO. Z wyszukaną litością zarządca przystał na tą prośbę. Quinn właśnie podchodziła do mikrofonu.

Suho nadal obrzucał go niezliczonymi słowami, starając się być jak najbardziej grzecznym i pełnym szacunku. To co robił było niesamowicie ryzykowne, choć w głębi czuł, że podoła. Ogromnym plusem była świadomość, że CEO darzy go ogromnym zaufaniem jako jednego z nielicznych i zaliczał się do garstki artystów, której słuchał i momentami liczył się z jej zdaniem. Tak, Young Min bardzo lubił Suho.
Z obojętnością wysłuchał także całej, budzącej kontrowersje mowy liderki BriDs.
Chwilę trwał w ciszy, która przyprawiała Suho o gęsią skórkę.
- ..Tak sądzisz? – Zapytał pełnym intrygi głosem, podnosząc wzrok w kierunku oczu chłopaka, który od razu z zapałem pokiwał głową, powoli uśmiechając się jak dziecko. W momencie, gdy CEO chwycił swój ogromny telefon, Suho został wyproszony.
- Udało się!? – Chen z prawdziwym przejęciem od razu potrząsnął ramionami przyjaciela, który wyłonił się z biura.
- Udało!
Jongdae czując jak przyjemna ulga rozlewa się po jego stężałym niepewnością ciele, odchylił głowę w tył, uśmiechając się szeroko.
Tylko Chen mógł wpaść na plan, w którym tak wiele rzeczy może nie wyjść,  a sama jego idea jest karygodnie nieprawdopodobna. Ale przecież udało się.

***

Statuetka stała na środku lady, a pięć dziewczyn wpatrywało się w nią pustym wzrokiem. Zdawało się, że wszystko jest po staremu, choć tak nie miało prawa być.
- Przeczuwałyście cokolwiek? Wiedziałyście? – Spytała w końcu Jun nieobecnym głosem, ożywiając resztę dziewczyn. Od razu zajęły się rozmową, tworząc różnorakie teorie, każda bardziej nieprawdopodobna od poprzedniej. Tylko Quinn nie brała udziału w tym dochodzeniu, siedząc nadal ze zwieszoną głową.
- Chłopaki z EXO też nie byli zachwyceni, jak im powiedziałam – Ciągnęła główna raperka, wzdychając. – Bali się, że ich menager mógł mieć coś z tym wspólnego, wiecie, że SangJoong miał z nim na pieńku…
Geena od początku obserwowała liderkę zespołu. Znała ją najlepiej z nich wszystkich  i potrafiła wyczytać z jej zachowania więcej niż pozostali.
- Quinn unnie wiedziała wcześniej – Oznajmiła gładko, opierając się. Wiedziała, że miała rację. Jun zmarszczyła brwi i spytała ostro.
- To prawda?
Cztery pary oczu wbiły się w liderkę. Wydawało się, że minęły lata, nim dziewczyna ostrożnie skinęła głową.
Następne co słyszały biedne uszy Quinn to podnoszące się na nią krzyki.
„Wiedziałaś i nam nie powiedziałaś!?”, „W ogóle nie zamierzałaś nam powiedzieć?!” , „My nie zasługiwałyśmy na ten zaszczyt, by wiedzieć, że wykopali naszego menagera, tak?!” Takie i podobne słowa wypełnione złością, kierowane były do niej przez pewien czas. Dla niej nieskończenie długi. W końcu nie dała rady i wszystkie wyrzuty kierowane ku niej, spowodowały, że znowu poddała się łzom. Jednak w tym pokoju nikt nie miał ich oglądać. Bez odpowiadania na choćby jedno wykrzyczane pytanie, wyszła z mieszkania.


***

SangJoong poprawiwszy swoje włosy, spojrzał na zegarek. Uśmiechnął się zuchwalcze do lustra.

- Długo nie zabawiłem – Potem zaśmiał się drwiąco, narzucając marynarkę garnituru. – Wróciłem, dziewczynki – Rzekł do siebie, po chwili otwierając ogromny, błyszczący samochód. Z piskiem opon wziął pierwszy zakręt, kierując się ku centrum wielkiego miasta.
Nie miał najmniejszego pojęcia co było przyczyną telefonu CEO SM ENT. Jedyne czego był pewien, to, to że przeżył najdłuższy i najbardziej żałosny dzień w swoim życiu. Snuł się bez żadnego sensu, sercem będąc nadal w wytwórni. Przy dziewczętach z BriDs, czyli tam gdzie prawdziwie było jego miejsce. Choć była jeszcze jedna sprawa. Dostał drugą szansę, nie stracił swoich tak bardzo drogich podopiecznych, jednak w głębi duszy czuł, że nie będzie mógł być tak troskliwy, rozumny i pełen empatii jak dotychczas, jeżeli chce codziennie przypatrywać się i czuwać nad Quinn i jej zespołem.

***

Więcej razy niż kilka przekroczył prędkość w terenie zabudowanym i zdarzyło mu się także przejechać na czerwonym świetle. Tak mu było spieszno. Odetchnął z nieukrywaną ulgą, ruszając w kierunku oszklonego wejścia. Nogi same go prowadziły, do dormu dziewcząt. Nagle przystanął raptownie. Wstąpi do kafejki i kupi każdej wyśmienitą, łagodzącą gardło kawę i jakieś słodycze. Uczczą ich pierwsze trofeum razem, tak jak powinni.
Stale uśmiechając się dumnie, maszerował w obranym sobie kierunku. Dotykał już drzwi, gotowy popchnąć je, gdy wtedy przystopował ostro, wytężając wzrok przez okno mające miejsce w drzwiach idealnie na wysokości jego głowy. Zmrużył oczy, a sekundę później serce ścisnęło mu się tak mocno, że przez chwilę pomyślał, że nie może zabrać oddechu. Od razu po tym zaczęło bić ze zdwojoną siłą, jakby chciało wyrwać się na powierzchnię i spocząć obok niej. Quinn siedziała naprzeciwko tego chłopca, którego nazywała przyjacielem. Minho z twarzą stężałą bólem wysłuchiwał lamentu dziewczyny, której łzy rzewnie kapały na stół, a klatka piersiowa unosiła się spazmatycznie. Nie musiał słyszeć jej załamanego głosu, przerywanego ciągłą czkawką, by wiedzieć co jest tego przyczyną. Jeszcze przez moment bił się z myślami, czy może nie otworzyć ów drzwi i nie zastąpić miejsca tego chłopaka. Sprawiłby się o niebo lepiej w tej funkcji. Jednak następną rzeczą jaką zrobił, było kilkukrotne pukanie do drzwi mieszkania dziewcząt.
Odpowiedział mu niezadowolony pomruk Geeny, w żadnym wypadku nie spodziewającej się gościa tego pokroju.
- Otwarte!
Od razu przekręcił klamkę i jak burza wleciał do salonu, oddychając głęboko i szybko. Przykuł swe piorunujące spojrzenie do każdej z osobna, nim podniósł swój oskarżający głos. Cieszył się, a nawet nie posiadał się z radości, że je widzi, jednak był także całkowicie pewien tego co zrobiły.
- Kłóciłyście się – Wydął z niezadowoleniem usta, a w jego oczach grasowały dzikie ogniki, choć twarz pozostała kamienna. – Naskoczyłyście na Quinn, bo jako jedyna wiedziała o tym wcześniej, czy tak? Powiedzcie, że kłamię. – Poprosił z politowaniem, wiedząc, że odpowie mu głucha cisza. Dziewczyny spuściły spojrzenia. – Milczała, bo wiedziała, że przysporzy wam to mnóstwo nieprzyjemnych uczuć. Wiedziała też, że wiadomość tego rodzaju z jej ust nie wpłynie dobrze na wasz występ. Ale główny powód był całkiem inny – Urwał na moment,  bo jego telefon w kieszeni zabrzęczał donośnie. Spojrzał na ekran i uniósł brwi, syknąwszy z niezadowoleniem. – Naskoczyłyście na nią za to, że była mi lojalna i na moje polecenie nie pisnęła słowa. Każda z osobna ma ją przeprosić, bo nie zdajecie sobie sprawy jak wspaniałą i oddaną liderkę ma wasz zespół. – Potem jego wyraz twarzy zmienił się radykalnie. Uśmiech powoli rozkwitł, a obok niego pojawiły się jego lekkie zmarszczki, które dziewczyny tak lubiły. Usiadł obok nich, oglądając statuetkę z bliska. – Trochę się spóźniłem, ale obiecuję, że będę na żywo obserwował jak odbieracie kolejne trofeum. Gratuluję, dziewczynki. Mówiłem, że na to zasługujecie.
-----------

Tak jak sobie obiecałam, dałam radę na koniec wakacji wyskrobać kolejny rozdział!
Mam nadzieję, że umili Wam ten ostatni wieczór wakacji, a każdemu z Was życzę udanego roku szkolnego~ MoonSeer

środa, 19 sierpnia 2015

13. There's something you should know

- Jak można oburzać się na wieść o swoim fałszu!? Nie można tego słuchać!
- Jun wiecznie spóźnia się ze swoją partią, dekoncentruje mnie!...
- Tak się składa, że nikt nie musi pouczać mnie i tego jak działam moją przeponą!
SangJoong stał ze zwieszoną głową, masując czoło. Od dłuższej chwili jego uszy pękały od nieustannego przekrzykiwania się grupki artystów. Sekundę później musiał siłą odciągać Jun od Wendy, która obraziła wokal Sujan. Był to punkt kulminacyjny całej jatki. Jak takie dzieciaki mogły kłócić się ze sobą w tak żarliwy sposób i przy każdym nowym epitecie nakręcać się jeszcze bardziej!?
- You suck! You’re the only one who does! Nobody’s gonna edit your crappy…
- Jun, przestań – Chen odezwał się cicho, wyręczając trzymającego dziewczynę menagera. Dziewczyna momentalnie zamarła, wlepiając otępiały wzrok w chłopaka. Jongdae tylko szybko wskazał podbródkiem na mężczyznę za nią, a gdy tylko Jun przeniosła swe rozzłoszczone oczy w tym kierunku, ujrzała dzikie ogniki w tęczówkach SangJoonga.
Na wielkiej arenie zapanowała tak głęboka cisza, że można by usłyszeć zwykły szept na najwyższej z trybun niczym w teatrze starożytnej Grecji.
Wszyscy w prawdziwym przestrachu oczekiwali wybuchu opiekuna, którego parzący gniew oblałby ich jak gorąca lawa po erupcji wyjątkowo niebezpiecznego wulkanu.
- Tak chcecie wystąpić na scenie? Obrzucając się ciągłymi wyzwiskami i wytykając nawzajem swoje błędy? A może po raz pierwszy śpiewacie w grupie i nie wiecie jak to jest? – Bystre oczy wodziły po skruszonych głowach idoli, którzy w tym momencie mogli wyglądać tylko i wyłącznie jak smarkate dzieciaki dostające reprymendę za wybicie okna piłką. – Mogę wam to uświadomić w takim razie. Otóż, żadne z was nie śpiewa tak jak powinno. – Zwrócił się dobitnym tonem w stronę sekcji wokalnej. Chen i Baek raptownie poderwali głowy. – Zdziwiłem was? Nie powinienem, bo wasz angielski to jakaś niebezpieczna mieszanka hinduskiego i indonezyjskiego. Nie ćwiczyliście w święta i nawet nie próbuj się wypierać, Baekhyun. –Baek szybko otworzył usta, gotowy kategorycznie zaprzeczyć, jednak z taką samą prędkością je zamknął. – A wy dwie tutaj jesteście chyba najbardziej nieprawdopodobne. Jedna poucza drugą o przeponę, kiedy sama się nie skupia na swojej. – Urwał na chwilę, by oblizać dolną wargę. – Nie macie się skupiać na przeponach i jej funkcjach, bo to nie wykład o anatomii człowieka, tu liczą się emocje z jakimi śpiewacie! Już one wam powiedzą jak macie odtworzyć daną część i przepona będzie sama wiedziała jak pracować… Zintegrujcie się wszyscy, stańcie się na trzy minuty jednym głosem i bawcie się, zapomnijcie o tym, jak bardzo się nie lubicie… Pomyślcie, jaki przykład dajecie chłopakom z Rookies,  ja na ich miejscu spasowałbym na propozycję występu z wami.
Z tymi słowami mocno dudniącymi w głowie, SangJoong zostawił ich samym sobie. W biegu wyciągając swój telefon opuścił arenę.
Każdy rozsiadł się w najbardziej odpowiednim dla siebie towarzystwie, rozkoszując się delikatnością foteli na trybunach, choć mało kto odzywał się do siebie. Słowa menagera były zanadto prawdziwe, przez co jeszcze bardziej bolały.
Minuty mijały, a we wszystkich głowach myśli kotłowały się jak szalone, jednak w końcu nadszedł czas powrotu opiekuna. Gdy drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wpadło jasne światło, SangJoong kroczył dumnie uśmiechnięty, a za nim dreptał pewien nieznany mężczyzna obładowany ogromnymi pistoletami na wodę i trzema baniakami wody. Cudem doczłapał się do miejsca wskazanego przez dłoń mężczyzny.
- No dobrze – Orzekł w końcu podniosłym głosem, klasnąwszy w dłonie. – Wokale to drużyna numer jeden, raperzy numer dwa, a wasze zadanie jest dziecinnie proste – Uśmiechnął się chytrze, odsłaniając śnieżnobiałe zęby. – Zgnieść drużynę przeciwną i zrobić z nich zmokłe kury!

***

Jarzące w ciemności reflektory były jedynym źródłem światła na przeogromnej arenie, co raczej utrudniało zadanie powierzone artystom. Trudniej niż myśleli okazało się rozpoznanie przeciwników w tak niewielkiej ilości światła.
Biegali wszędzie niczym małe rozrabiaki, śmiejąc się z samych siebie, urządzali sobie kryjówki w niektórych rzędach na widowni, pod sceną czy za kulisami. To była prawdziwa wojna, a oni walczyli na poligonie dzielniej niż prężne lwy, na szybko tworząc strategie. SangJoong z nogą na nodze siedział tylko w samym rogu trybun, obserwując z góry całą bitwę. Nie zaprzątywał sobie głowy tym, że cokolwiek mogłoby zamoknąć. Woda wyschnie i śladów nie będzie, a integracja tej zgrai była jedynym możliwym sposobem na przygotowanie naprawdę spektakularnego występu.
Jak dotąd  całkiem sucha Jun spokojnie truchtała, ciągle czujnie obserwując terytorium w poszukiwaniu jakiegoś biednego wokalu. Zaśmiała się, gdy zobaczyła jak w kierunku sceny, gdzie właśnie przystanęła, ukryta za skrawkiem kurtyny, nadbiega przejęty Chen, przemoknięty do suchej nitki. Wiedząc jakie niebezpieczeństwo nad nim wisi, cwałował niczym dziki rumak, przeskakując schody, a gdy minął plecami zakamuflowaną dziewczynę, ta obdarzyła go lodowatym strumykiem wody wycelowanym prosto w kark. JongDae krzyknął, podskakując i jednocześnie plącząc się w kablowym spaghetti pod jego stopami. Jun z diabolicznym uśmiechem na ustach zbliżała się do niego, ciągle wylewając zawartość swojego baniaczka. Dużo wylądowało także na powierzchni sceny. Chen w dzikiej rozpaczy, chcąc jak najszybciej dostać się do jednego z wielkiej wiader wody, zaczął jeszcze bardziej miotać się w kałużach i kablach, a nim zdążył mrugnąć, czarne pętle na jego kostkach zacisnęły się mocniej i pociągnęły chłopaka ku ziemi.
Gdzieś dalej, w jakiś korytarzach było słychać mgliste piski ich przyjaciół. Widać tam wszystko się rozgrywało.
Jun wybuchła gromkim śmiechem, stojąc nad również uśmiechniętym chłopakiem. Gdy chciał się podnieść i chwycić swą jakże potężną broń, dostał prosto w radosną twarz wodny postrzał. Jednakże minął tylko ułamek sekundy, a niebieskowłosa wydała skrzekliwy okrzyk, czując niemal lód przylegający do jej rozgrzanego ciała. Nasilał się coraz bardziej, jakby była oblewana wodną armatą.  Zaczajona Sujan wylała na nią niemal całą zawartość swojego pistoletu, a kiedy Jun odwróciła się, by spojrzeć na swego przeciwnika, runęła do tyłu jak długa, jak zwykle nie patrząc pod nogi, gdzie aż roiło się od wody. Aczkolwiek upadek nie był najgorszy. Zdawało jej się, że upadła na aksamitne łóżko, i tak by było, gdyby nie krzyk przygniecionego Chena. Wszystko stało się tak prędko, że nim zdołał pochwycić wiążące go kable, czuł na sobie ciało dziewczyny. Jun od razu chciała na niego spojrzeć i zrobiła to z przestrachem, gdy Su uciekła. Umilkli na krótki moment, nim obydwoje roześmiali się nieśmiało, spojrzawszy w swe radosne, pełne życia oczy.

***

Sujan biegła co sił do miejsca, gdzie mogła napełnić swój już całkiem pusty baniak, w czasie gdy za nią mknął jak strzała, żądny wygranej Tao.
Na razie była tak daleko, że strużki wody z pistoletu nie byłyby w stanie jej dogonić. Uśmiechnęła się z ulgą, gdy ujrzała na końcu korytarza czekające na nią trzy szare wiadra. Męczyła się tak już od naprawdę długiego czasu i z prawdziwym dziękczynieniem powitała koniec korytarza, choć nie na długo. Ugięła kolana, zatrzymując bieg i od razu nachyliła się ku wiadrom, a żołądek jej się ścisnął, wszystkie siły opuściły, a serce wypełniło żałosne uczucie przegranej. Odwróciła się, by spojrzeć wprost na uśmiechniętego chłopaka.
- Poddaję się – Rzuciła łagodnie, opuszczając broń i lekko unosząc dłonie w geście poddania.
Zitao uniósł wyżej swój pistolet, już prawie na wysokość jej twarzy, więc zacisnęła mocno powieki, gotowa przyjąć cios zimnej wody, choć minęła chwila, a wciąż go nie poczuła. Uchyliła lekko lewe oko, lecz gdy spostrzegła co się dzieje, ze spokojem mogła otworzyć i drugie. Osłupiała, wpatrując się z zaskoczeniem, jak Tao odkręca swój wypełniony po brzegi baniaczek, a następnie jej pozbawiony zawartości, zastępuje swoim. Następnie uśmiechnął się troskliwie, wręczając naładowaną broń.
- Nie jest ci zimno? – Spytał z troską, widząc jak z jej włosów spływają pojedyncze krople, a bluzka przylega mocno niczym strój kąpielowy.

***

- Wygralibyśmy, gdyby nie Wendy – Gderała niezadowolona Su przez cały powrót do dormu, gdy w tym samym czasie Jun chichrała się złośliwie.

***

-  Mówiłaś komuś o tym co się stało na popijawce u nas? – Zagadnął cicho Baek, gdy kilku ochroniarzy osłaniało garstkę artystów SM pod oszklone drzwi wytwórni. Jelly na wspomnienie dnia, w którym chłopak ją pocałował, poczuła jak omiata ją chłód. Pragnął za wszelką cenę grać na nerwach liderce jej zespołu, która tego dnia była kompletnie wstawiona, jak wszyscy dookoła oprócz ich dwójki. Quinn nie była pewna swego położenia w tamtych chwilach, a co dopiero wystarczająco przytomna, by martwić się tym co robiła Jelly. Pytanie, które właśnie zadał jej Baekhyun kłóciło się całkowicie z jego intencjami – myślała gorączkowo. Pocałował ją, gdy Quinn była pijana i ich nie widziała. Nikt z obecnych się tym nie przejął, była pewna, że Baek w szczególności, choć na nią podziałało to zdecydowanie inaczej.
- Nikomu – Odparła, gdy zatrzymał ją w czasie szumu zamykania się drzwi. Żując gumę uśmiechnęła się wesoło, tak jak tylko potrafiła, doskonale robiąc dobrą minę do złej gry. Nawet w momencie, w którym chłopak nachylił się ku jej twarzy, nie myśląc o papparazzi obserwujących go przez przezroczyste wejście.
Jelly już nie chciała być częścią „planu” Baeka. Wiedziała, że gdzieś tu musi się kręcić liderka z resztą zespołu.
Natomiast Baekhyun od dnia, w którym poczuł słodki jak sama Jelly smak jej ust, ciągle o tym myślał. Marzył o jakiejkolwiek możliwości spotkania się z nią sam na sam. Choć brzmiało to jak spełnienie snów – zaproszenie jej w ustronne miejsce i porozmawianie jak dwójka zwykłych ludzi w miejscu tak odpowiednim na randkę, jak drewniana ławka w przyjemnym parku. Zamiast tego wiecznie zmieniał numery sal, w biegu mijając ją jak robi to samo. Chwile, w których mógł nacieszyć się dźwiękiem jej głosu były naprawdę rzadko spotykane. Po tak długich i wyczerpujących treningach nieczęsto mieli ochotę na wieczorne spotkania. Dlatego też teraz zatrzymał ją, będąc pewnym, że nie tylko on musi się tak czuć. Wiedział doskonale, że mała blondynka go lubi. Mocniej niż kogokolwiek, a tylko wstydzi się prawdy.
„Do diabła z zakazami Quinn!” Krzyczał za każdym razem w myślach, gdy Jelly w towarzystwie swojego zespołu machała mu tylko małą kruchą dłonią, a on i tak do niej podchodził, nie dbając o ostre spojrzenia liderki.
Puścił jej ramię, nachylając się ku jej twarzy, jednak strwożona Jelly wiedziała, że nie będzie dłużej znosić sztuczek Baeka na pokaz. Gdy ich usta dzieliła przerwa kilku centymetrów, wzięła głęboki wdech i wydmuchała go w gumę. Wargi chłopaka napotkały mocną błonę balonu, która zablokowała jego zamiary. Dziewczyna zaśmiała się uroczo, spostrzegając zszokowany wyraz twarzy Byuna.

***

Quinn myła właśnie swe niedawno przefarbowane na brąz włosy, gdy Geena sama urzędowała w reszcie mieszkania, kręcąc się bez zajęcia.
Wtem rozległo się głuche pukanie.
- Ktoś puka! Mogłabyś otworzyć? – Krzyknęła liderka, przekrzykując suszarkę. Geena z chęcią ruszyła do wyjścia, choć uśmiech jej opadł, gdy spostrzegła kto stoi pod drzwiami.
- Co ty tu robisz? Ani Jun ani Su nie ma. – Warknęła, nie czekając na odpowiedź zdezorientowanego Henry’ego. Bezceremonialnie zamykała drzwi, i zatrzasnęłaby je przed nosem chłopaka, gdyby nie głos Quinn.
- Za chwilkę wrócą! – Oznajmiła uśmiechając się wesoło, wychyliwszy się z łazienki. – Geena, zaproś Henry’ego Sunbae do środka, niech poczeka moment.
Otumaniona dziewczyna, beznamiętnie popchnęła drzwi, posłusznie pozwalając chłopakowi wejść, a sama wpatrywała się pustym wzrokiem w drzwi łazienki, za którymi znowu zniknęła przyjaciółka. Stała sztywno jak słup soli, nie będąc pewna, czy to stało się naprawdę. Quinn zapraszająca Henry’ego do środka jej mieszkania, by poczekał na swe koleżanki i gdzieś z nimi wyszedł? Z otępienia wyrwał ją jej kolejny rozkaz.
- Poczęstuj go czymś do picia, Geena, ocknij się.
- Tak jest, Wasza Wysokość – Mruknęła pod nosem z niezadowoleniem, tak że tylko ona mogła to usłyszeć i minęła chłopaka, kierując się do kuchni. Nie dbała, czy podąża za nią czy też nie.
Jak widmo kręciła się po kuchni przygotowując Henry’emu kubek aromatycznej kawy, gdy w tym samym czasie chłopak z uśmiechem rozsiadł się na skórzanej kanapie.
Geena ciągle marszczyła czoło, gorączkowo rozmyślając. Wydawałoby się, że poglądy Quinn raptownie zrobiły ruch o sto osiemdziesiąt stopni, bez choćby wcześniejszego preludium. A ostatnie słowa liderki dobiły ją ostatecznie, przyszpilając jej sparaliżowane nogi do podłoża.
- Wychodzę, powinnam wrócić przed ósmą – Niecodziennie ubrana Quinn stanęła przy ladzie kuchennej z radosnym uśmiechem na ustach.
Kamienna twarz przyjaciółki natychmiast zwróciła się w jej kierunku, obrzucając bacznym spojrzeniem. Quinn miała na sobie beżowy żakiet i hebanową ołówkową spódnicę. Geena prędko wybałuszyła oczy, a następnie przymrużyła je i ujrzała makijaż. Liderka nigdy nie malowała się wtedy gdy nie musiała, choć oczywiście był to najdelikatniejszy makijaż jaki można było stworzyć, dodawał jej tylko uroku, ale jednak! Podniosła złoty zegarek, a następnie pomachała Geenie i odeszła stukając czarnymi szpilkami. Ta otworzyła usta ze zdziwienia. Tak pięknej i kobiecej liderki nie widziała jeszcze nigdy, i gdyby nie to, że drzwi ponownie otworzyły się, wpuszczając głośne i rozbrykane trio Jelly, Sujan i Jun, dalej stałaby jak w transie.
W chwilę później Geena musiała dorobić więcej napojów dla reszty osób, więc bez przerwy biegała, rozkładając różne smakołyki.
- Henry, my dear friend – Odezwała się Jun na pozór uprzejmym tonem, opierając głowę na kanapie. – Could you stop staring at Geena’s ass? – W sekundę później chłopak obrzucił ją według Su prześmiesznym spojrzeniem, na które zachichotała zawistnie. Zobaczyła także, że ani Jelly ani Geena nie robią sobie nic z wypowiedzi Jun. Nie rozumiały angielskiego, ni w pień. Henry zapowietrzył się, chwytając parzącą filiżankę.

***

Dziewczęta uznały, że nie w porządku byłoby niedocenienie wysiłku przyjaciółki w sporządzeniu tak smakowitej kawy i wyjście z Henrym, dlatego też wszyscy usiedli w salonie dokuczając sobie nawzajem, śmiejąc się i rozmawiając.
- Może zawołaj Quinn unnie? – Zagadnęła Jelly, chwytając ciasteczko, które moment później wypluła, chroniąc się przed udławieniem.
- Quinn unnie wyszła z kimś! – Oznajmiła Geena zjadliwie podniosłym tonem, wiedząc, jak każdy zareaguje. Natychmiast podniosły się głosy. Przekrzykiwali się, byleby tylko dowiedzieć się czegokolwiek więcej. Raperka już otwierała usta, by podzielić się historią jak to liderka przemieniła się z brzydkiego kaczątka w pięknego, majestatycznego łabędzia, gdy wszyscy usłyszeli trzask drzwi.
Momentalnie zapanowała głucha cisza, a wszystkie głowy zwróciły się w kierunku przedpokoju, gdzie ujrzeli menagera BriDs. Na pozór wyglądał tak jak zawsze. Wytwornie ubrany, z Iphonem w jednej dłoni…choć tym razem w drugiej także coś mocno zaciskał. Pewien papier. Spoglądał na nich swoimi zmęczonymi, bezradnymi oczami. Powieki ledwo wytrzymywały tłoczące się łzy, a w jednej chwili jego delikatne zmarszczki, które zawsze dodawały mu tylko wigoru, uwydatniły się. Był blady jak ściana.
- Henry, proszę weź dziewczyny na jakiś deser – Tylko cudem zdołał wysapać to jedno zdanie. Z następnym, głos całkiem by mu się załamał.

***

Mogłoby się zdawać, że atmosfera powinna być gęsta i napięta, jednak nie można było nawet brać takiej opcji pod uwagę. Wszyscy znali SangJoonga i wiedzieli jak bardzo jest wytrwały i zaradny. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych. Istniały tylko nieliczne sprawy, które mogłyby go zgiąć, bo o złamaniu nie było mowy. Był dla wszystkich opoką, każdy artysta z osobna uwielbiał go i podziwiał. Zawsze był światełkiem w ciemnym, nieprzyjaznym tunelu. Wszyscy byli o niego spokojni, dlatego bez większego stresu wyszli na krótki spacer i lody.
A osobą, której usta praktycznie w ogóle się nie zamykały był Henry, bez przerwy wspominający swoje podboje w programie „We Got Married”. To ile komplementów posłał pod adresem Yewon, jego partnerki było niebywałe i ciągle działające na nerwy reszcie grupy.
- Nobody gives a shit, Henry! – Ryknęła Jun. – Shut up! – Dokończyła ze złością, wyręczając swoje przyjaciółki, które miały ochotę wykrzyczeć podobne słowa. Gdy spostrzegła jak chłopak rozchyla wargi, by jednak dokończyć swą historię, jej własne lody wylądowały z plaskiem na jego twarzy, a akompaniował temu chichot reszty artystek. Geena spostrzegła jak Henry ze smakiem powoli oblizuje usta, po czym także uśmiechnął się z zakłopotaniem. Po upływie kilku sekund śmiał się głośno wraz ze wszystkimi, raz po raz szturchając udającą naburmuszenie Jun.

***

Ciągle uśmiechająca się Quinn wyciągała klucze do dormu, jednak ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że zamek jest otwarty. Myślała, że reszta zespołu planuje coś na ten wieczór. No cóż, może uda im się coś wymyśleć razem. Choć gdy przekroczyła próg, zobaczyła, że nie ma żadnych butów, ani kurtek. A mimo to, zdawało jej się, że nie jest sama. Kompletnie zapominając o tym, że jej buty dają o sobie znać, ruszyła powolnym krokiem do miejsca, gdzie pożegnała się z przyjaciółmi. Momentalnie serce podskoczyło jej do gardła, a sama podskoczyła w przestrachu zasłaniając usta ręką.
- Przestraszył mnie pan! – Zaśmiała się delikatnie, oddychając z ulgą, widząc znajomą postać. Jednak od razu wyczuła, że coś nie było tak jak należało. Siedział przy kuchennym stole w ciszy chowając twarz w swych ciepłych dłoniach. Przełknęła ślinę, ostrożnie podchodząc bliżej. – Wszystko w porządku? – Niemal szepnęła, nie śmiejąc zakłócać ciszy. W następnej chwili pisk krzesła wypełnił jej uszy, a SangJoong wstał. Przykuł swój badawczy wzrok sylwetce Quinn, mrugając częściej niż powinien. Na ten moment zapomniał o wszystkim co nad nim wisiało.
Dziewczyna natomiast czuła się prawie naga pod wpływem jego spojrzenia. Z przejęciem odezwała się, znowu robiąc krok bliżej. – Proszę pana? Co się dzieje?  – Powtórzyła delikatnie, ostrożnie podnosząc spojrzenie ku jego twarzy.
Poczuła szorstki zwitek papieru w swej gładkiej dłoni.
Marszcząc z obawą brwi ponownie zajrzała w zmartwione tęczówki menagera, nim opuściła oczy ku dokumencie.
W czasie jednego bicia serca zrobiło jej się słabo. Czuła jakby zaraz miała wymiotować, mimo że nie miała czym. Gardło wyschło jej doszczętnie, a głos stał się łamliwy.
- Formularz zwolnienia? – Powtórzyła powolnie, po raz tysięczny czytając tytuł. – Tu jest pana nazwisko! – Krzyknęła z niedowierzaniem, zasłaniając dłonią drżące wargi. Odrzuciła papier z powrotem na stół. – Musi pan coś z tym zrobić! Przecież nie może mnie…zespołu tak opuścić!
Łzy kołysały się na jej dolnej powiece, gotowe popłynąć w dół.
SangJoong trwał w głębokiej ciszy, trzymając ręce w kieszeniach spodni. Naszła go wtedy bardzo głupia i nieodpowiednia dla tych okoliczności chwila. Quinn nie musiała zwracać się do niego per pan. On nie czuł się kimś takim, był od niej starszy tylko o niecałe sześć lat. Pomyślał o innych sprawach tego pokroju, a jedna z nich niekontrolowanie wypłynęła mu na usta.
- Gdzie byłaś? – Zapytał łagodnie, próbując uśmiechnąć się smutno, a zbolała Quinn nie miała siły, by dalej ciągnąć tak trudny temat, jak głupoty wypisane na papierze; nieodpowiednie metody prowadzenia zespołu według CEO SMENT i inne bzdury, dlatego posłusznie odpowiedziała bezbarwnym tonem, zwieszając głowę.
- Z Minho Sunbae. Wypiliśmy razem kawę.
Menager przełknął ogromną gulę, która gnieździła się w jego zaschniętym gardle, po czym westchnął, przypominając sobie jego prośbę kierowaną do Quinn. Mimo że żołądek przewrócił mu się do góry nogami, nie dał po sobie poznać tego co czuje. Zamiast tego uśmiechnął się naprawdę pogodnie, nachylając głowę niżej. Prawą dłonią delikatnie ujął twarz dziewczyny i podniósł ku górze, zmuszając do kontaktu wzrokowego.
W chwili gdy ich spojrzenia, obydwa pełne bólu, skrzyżowały się, rzekł głosem kojącym, choć powoli załamującym się.
- Widzisz, chociaż jedną rzecz zrobiłem tak jak się należy. Znalazłaś przyjaciół.

-----------------
Cześć wszystkim;;

Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nie było mnie długo, choć w te ostatnie dwa tygodnie wakacji, postaram się nadrobić dotychczasowy deficyt rozdziałów .___. Mam tylko jedno pytanie, czy ktoś tu jeszcze zagląda?

poniedziałek, 6 lipca 2015

12. Merry Christmas!

- Przed wami ogromne wyzwanie – Oświadczyła trenerka EXO podniosłym tonem. - …No może nie dla wszystkich… - Dodała po chwili namysłu, nieco bardziej przygnębiona. – Zaśpiewacie na gali piosenkę po angielsku Specjalnie zaakcentowała ostatnie słowo, które z trudem przeszło jej przez gardło. Wtedy niektórym zaświeciły się oczy. – Tytuł to „Stereo Hearts”.
Chwilę później przysłuchiwali się melodii. Jun wraz z Su z lekkim uśmiechem szeptały słowa, tak dobrzej znanej im piosenki. Sujan uśmiechnęła się do Jaehyuna robiącego to samo.
- Niestety, jest także pewien szkopuł – Trenerka spojrzała po chłopakach z powątpieniem. – Pewnie domyślacie się jaki… - Urwała na moment, łapiąc za ramię dwie członkinie BriDs, które stały najbliżej jej. – Zitao, Jongdae, pozwólcie tutaj. Obliguję dziewczyny do dodatkowych treningów z waszą dwójką. Ludzie na widowni mają zrozumieć ten angielski. - Jun nerwowo przełknęła ślinę, a Su obdarzyła kobietę zszokowanym spojrzeniem. – Myślę, że sala numer 2 i 3 są teraz wolne. Jun pomaga Tao, a Su Chenowi…Baek chyba w miarę ogarnia temat?

***

- Istnieje jakiś powód, dla którego nie uczycie się angielskiego? – Zapytała bezbarwnie Su, siedząc nad biurkiem z tekstem piosenki. Tkwiła w tej sali już od dłuższego czasu, skazana na kaleczenie jej ulubionego języka. – Czy przygotowania do śpiewania czegoś po angielsku zawsze tak wyglądają? – Westchnęła ociężale, patrząc na zgorszonego chłopaka. – Nieważne. Zapamiętaj, że ‘thoughts’ nie czyta się przez ‘f’, tylko należy włożyć język między zęby…O tak, prawie jak wąż…Hear my thoughts…Prawie dobrze – Pokiwała głową, a Chen uśmiechnął się zwycięsko. Su uniosła brwi z politowaniem. Próbowali prześpiewać swoje partie z podkładem kilka razy, biorąc do serca porady Sujan, a gdy nadeszła pora na wspólny trening grupy, ponownie zadała pytanie.
- Podczas świąt też będziesz ćwiczył, tak?
Jongdae, upiwszy łyk z butelki, zakręcił ją, powoli odpowiadając.
- Tym razem zostaję – Sprawiał wrażenie, jakby wewnętrznie bił się z pewnymi myślami, ale Su mało się tym przejąwszy, zebrała kartki ze stołu.
– Od was wszystkie jadą do domów? – W końcu spytał, jakby zbierał się do tego od dłuższego czasu.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Tylko Jun zostaje. – Odparła gładko, nim puściła oko, zachęcająco klepiąc go po ramieniu. Potem, nie czekając na jego towarzystwo, wyszła w kierunku sali treningowej.

***

- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę – Powiedziała Jun z żądzą mordu w oczach. – ale angielski jest ZNACZNIE łatwiejszy w wymowie niż chiński…Jak można nie pojąć, że nie wyrobisz się, jeżeli będziesz starał się każde słowo wypowiedzieć dokładnie! … „furthermore”... – Jęknęła z boleścią, spoglądając na zegarek na ręce Tao. - …Nie wiem ile godzin zajmie ci ogarnięcie tego słówka… - Urwała zbierając papiery z nutami i tekstem.  Na myśl o wspólnej próbie zbierało jej się na wymioty. - … Powiedz mi, jak długo uczycie się tych krótkich angielskich wstawek w piosenkach?... Bo i tak nikt ich nie rozumie.
Chłopak dotychczas siedział w ciszy, puszczając mimo uszu wszystkie komentarze Jun, raz po raz przytakując. Nie wiedział, że tak spokojne zachowanie jeszcze bardziej ją nakręca. W końcu rozchylił wargi.
- Ktoś mógłby mnie uczyć… - Spojrzał niewinnym spojrzeniem na wściekłe oczy Jun, która widząc powoli kwitnący uśmiech na twarzy chłopaka, uniosła brwi z niedowierzania.
- Na pewno nie ja. – Urwała szorstko, odwracając się z impetem. Bujne włosy podążyły za nią, a gdy była już przy drzwiach, a chłód klamki rozproszył się po jej dłoni, usłyszała za sobą ochrypły głos.
- Ktoś, kto chciałby nauczyć się mojej partii ”Rewind”… -  Chociaż Jun nie patrzyła w jego kierunku, Tao uśmiechnął się bokiem, poprawiając złoty zegarek. Dziewczyna przymknęła oczy, wzdychając ociężale. Chłopak działał na nią niemal tak samo irytująco jak Wendy. W duszy błagała, by Su czym prędzej urwała kontakt z osobą tak…tchórzliwą. W końcu odwróciła głowę, obdarzając ciekawe oczy chłopaka niepewnym wzrokiem.
- Pamiętasz, że nazywam się Jun? Nie Sujan. – Warknęła w odpowiedzi, trzaskając drzwiami. Czy on myślał, że wychodząc z lekkim zarysem inicjatywy, by to Su uczyła go angielskiego, Jun przystanie na to z uśmiechem? Nie, błąd. Z jednej strony zrobiłaby to z ucałowaniem ręki, gdyby tylko sam pofatygował się i poprosił JĄ, nie jej przyjaciółkę. Mało brakowało, a zaśmiałaby się zjadliwie na ten fakt. Natomiast z drugiej strony, naprawdę nie podobała jej się relacja Sujan z Tao, mimo że jeszcze nie do końca się wykreowała. Irytowało ją tchórzostwo chłopaka i unoszenie się dumą Su, której odpowiedź na słowa „No to go zaproś!” zawsze była taka sama.
„Ja mam zaprosić? A czy ja wyglądam na chłopaka, żeby zapraszać kogokolwiek i gdziekolwiek?”
zawsze towarzyszyły temu grymas i oburzenie, natomiast chwila, w której Jun spytałaby „To dlaczego jęczysz?”, a potem usłyszała odpowiedź, była by co najmniej niezrozumiała.
„Bo chciałabym wypić z nim kawę.”
Jak  można zawracać sobie głowę kimś, kto nie potrafi stanąć z tobą twarzą w twarz i poprosić o poświęcenie chwili czasu? Zwłaszcza, gdy mowa o chłopaku. Jun prychnęła, mknąc korytarzem. Sujan odpowiedziałaby, używając urażonego tonu coś w stylu „To jest coś, co w nim bardzo lubię.”.
Dziewczyna uśmiechnęła się dopiero wtedy, gdy na swej drodze spotkała jasną czuprynę Taeyonga, zamierzającego z naprzeciwka z szerokim perlistym uśmiechem, ozdabiającym jego nieprawdopodobnie przystojną twarz.
- Zobacz, co mam – Szepnął nad jej głową, przysuwając się bliżej, jakby pokazywał coś niebezpiecznego. Albo drogiego. Albo niebezpiecznie drogiego. I faktycznie, oczy Jun zabłyszczały ze zdziwienia. – Raperom to nie zaszkodzi, prawda? – Zaśmiał się łagodnie, odprowadzając dziewczynę pod salę, z której wychodziła Sujan z kamienną miną. Od razu została zgarnięta ramieniem Jaehyuna, który moment wcześniej nadbiegł z tego samego kierunku co Jun i Taeyong. W czwórkę pomknęli ku drzwiom wyjściowym SMENT.
Przez pewną chwilę, jedyne co można było zobaczyć za trzema ogromnymi śmietnikami wytwórni, to popielate kłęby dymu, leniwie wypełzające z ust czwórki artystów. Z nutką adrenaliny we krwi raz po raz rozglądali się na boki, poszukując potencjalnych świadków, co było zdecydowanie zabawne. Wszyscy dorośli, a ukrywali papierosy w ich palcach, zachowując się jak niesforne niepełnoletnie dzieciaki.
Taeyong zesztywniał od stóp od głów.
- Ktoś patrzy tu z okna -  Orzekł ledwo otwierając usta, by nie zdradzić tego, że kogoś przyłapał.
Obydwie dziewczyny wytrzeszczyły oczy, a Jun raptownie odwróciła głowę, którą zahamowała Su. Pokręciła minimalistycznie głową na boki, radząc pozostanie w pierwotnej pozycji. Stały tyłem do okna.
- Widzisz kto to? – Szepnęła sztywno Sujan, wydmuchując dym.
Odpowiedział jej Jaehyun, przymrużywszy oczy.
- To chyba EXO-Chen – Odparł niepewnie, przykładając dłoń do czoła, by ujrzeć lepiej, co nie było najlepszym pomysłem. - …Powiedział coś…I ktoś podbiegł do okna… - Dziewczęta przygryzły usta z przejęciem. - …I obydwóch  już nie widzę. – Dokończył z żalem, strzepując końcówkę papierosa.
- Na pewno nie zauważyli, że na nich patrzysz, pajacu – Taeyong przewrócił oczami, trącając go w brzuch. Twarz Jun zbladła i nie wyrażała jakichkolwiek emocji. Chyba tylko ona ma na głowie fioletowe spirale, których nie sposób nie skojarzyć z jej osobą…


Nie minęło dużo czasu, a automatyczne drzwi SM rozsunęły się, wypuszczając Tao i Chena na zatłoczone ulice Seulu. Jednak to nie tam zmierzali; ostrożnie rozglądając się na boki, wycofali się na tyły budynku.
- Powinniśmy im tak przeszkadzać? – Szepnął Chen, niepewnie zagryzając dolną wargę. – Przecież to może zaszkodzić strunom głosowym prawda? – Z czułością rozmasował gardło, zataczając na nim małe kółka, nim gwałtownie przełknął ślinę.
Wtedy Tao poczuł ulgę.
- Ja rapuję. Nic mi nie będzie. – Odparł na odchodne, robiąc tak śmiały czyn jak wychylenie się zza rogu, by dołączyć do grupki młodych artystów. Jongdae syknął, prędko go doganiając.
Sujan wciągając do płuc kolejną porcję dymu usłyszała podejrzane szmery nieopodal siebie i przyjaciół. Niekoniecznie chcieli być nakryci przez kogokolwiek, nawet papparazzi.
 To wszystko działo się tak szybko, gdy jej wzrok był skupiony tylko i wyłącznie na koniuszku papierosa, a w następnej sekundzie za plecami usłyszała swoje imię.
Rozwarła oczy tak mocno jak jej skóra na to pozwalała, a gdy na potylicy poczuła ciepło czyjegoś oddechu, przeszły ją ciarki po całym ciele. Mimowolnie zaciągając więcej dymu, odwróciła się błyskawicznie.
- To ty! – Wysapała jednocześnie przestraszona, że to nie w oczy Tao mogła teraz patrzeć, oraz niesamowicie miło zaskoczona. Z wrażenia stado motylków rozpierzchło się po jej brzuchu, a gdy tylko wypowiedziała te dwa krótkie słowa, cały kłąb dymu wypełzł z jej ust prosto na twarz uśmiechniętego chłopaka.
Rumieniąc się, pośpiesznie rozproszyła całą chmurę dłonią, chroniąc Tao przed nasilającym się kaszlem.

- Wiecie, dziś uznałem, że wejdę do wytwórni tyłem. Powiedziałem sobie „trochę innowacji, stary!” – Tymi słowami ociekającymi ironią i wypełnionymi sarkazmem, powitał ich SangJoong stojący prosto jak kij ze swoim telefonem w dłoni. Drugą skrywał w kieszeni hebanowego płaszcza. – Mogłem to zrobić już wcześniej – Za każdym razem, gdy jego wargi się rozchylały, wszystkich oblewała nowa fala lodowatego potu. Palce im zesztywniały. Jun upuściła papierosa, wpatrując się pustymi oczami w poważną twarz menagera. Su wraz z Tao zastygli w pozycjach oddalonych od siebie o parę milimetrów, wbijając spojrzenia tam gdzie Jun, którą ukradkiem obserwował Chen swym czułym spojrzeniem. Tymczasem SM Rookies modląc, by SangJoong nie zwrócił na nich większej uwagi, usiłowali schować paczkę papierosów w najgłębsze odmęty swych kurtek i zimowych swetrów.
- Dlaczego to upuściłaś, Jun? – Zapytał swym łagodnym głosem, podchodząc bliżej z powoli wypływającym na powierzchnię uśmiechem. – To była ponad połowa. – Upomniał ją, spojrzawszy na ziemię, po czym energicznie wydmuchał powietrze. – Taeyong, byłbyś tak miły i poczęstował mnie jednym? Miałem naprawdę ciężki dzień. – Gdy otępiały chłopak wręczył mu to co miał, SangJoong od razu go zapalił. – Chodźcie tu wszyscy, wierzę, że wy też nie mieliście dziś łatwo.
Reszta osłupiałych osób po kilku chwilach dołączyła do menagera ze zdziwionymi minami, a gdy każdy poczuł w nozdrzach palący zapach, rozluźnili się całkowicie. Nikt nie miał pojęcia, jak bardzo menager BriDs potrafi być w porządku. Żołądki Jun i Sujan skręciły się dopiero po tym jak ich opiekun upuścił peta na ziemię.
- Nie myślcie, że nie powiem o tym Quinn – Ostrzegł je w prawdzie srogim głosem, jednak gdy tylko zauważył ich trwogę w oczach, zaśmiał się dźwięcznie. – Żartuję, ale to był ostatni raz – Zmierzwił ich fryzury,  odprowadzając ich pod samą salę ćwiczeń. – Tylko psiknijcie się czymś jak najszybciej – Szepnął, otwierając drzwi. – Proszę wybaczyć im spóźnienie, to z mojej winy. – Schylił głowę przed trenerką i bez słowa wyszedł.

***

Dni mijały jak opętane, BriDs nie sądziły, że noc potrafi być dla nich tak niewyobrażalnie krótka, a dzień tak wyczerpujący. Ciągle tkwiąc w tej samej rutynie, przesiadywały od świtu do późnych godzin wieczornych w różnorakich salach, szkoląc się w każdy możliwy sposób. Nie było opcji, by myśleć teraz o czymkolwiek innym niż próby. One pochłonęły dziewczęta do reszty, sprawiając, że na razie kalendarz odmierzający dni do końca roku nie bardzo się dla nich nie liczył. A dziś, gdy po raz pierwszy od bardzo dawna, niemal wieczności, otrzymały dzień wolny, miało stać się coś wyczekiwanego przez Jun od równie dawna. Niestety w trybie ciężkiej pracy, kompletnie wyleciało jej to z głowy. I można powiedzieć, że dzięki temu miała jeszcze wspanialszą niespodziankę, gdy oglądając telewizję w mokrych włosach i piżamie usłyszała pukanie do drzwi.
- No już idę, idę – Mruknęła, kiedy odgłosy nasiliły się. - …Czy jakaś niespodziewana próba…? – Odezwała się niezadowolenie, uchyliwszy drzwi, gotowa zobaczyć w nich SangJoonga. - …Henry! – Zawołała przeciągle, następnie zasłaniając usta ręką. Sekundę później rzuciła mu się w ramiona, tuląc z całych sił. – Daj mi chwilę i od razu gdzieś wychodzimy! …Nie, nie ma nikogo oprócz Geeny…Jest tam w pokoju, możesz wpaść, żebyś się nie nudził – Zaczęła biegać po całym mieszkaniu, zbierając praktycznie przypadkowe ciuchy. – Chyba gra w jakąś grę, no nie wiem…Zaraz będę gotowa.
Henry tylko pokiwał powoli głową, kierując się w miejsce, które wskazała Jun. Oczy zaświeciły mu się na wieść o grach komputerowych, dlatego zapukawszy cicho, ostrożnie uchylił drzwi. Owszem, była tam Geena, ale nie siedziała przy komputerze. Leżała na posłanym łóżku, widać dawno umyta i ubrana, z kaskadami włosów opadającymi na jej niewinną podczas snu twarz. Chłopak w ogóle tego nie planując zarumienił się, podchodząc bliżej, starając się nie wywołać żadnego zbędnego hałasu. Ująwszy w dłoń pobliski koc, zarzucił go na nią i uśmiechnął się delikatnie. Wszystko poszłoby zgodnie z jego planem o bezwzględnej ciszy, gdyby tylko Henry nie był sobą i idąc tyłem zwyczajnie nie kopnął taboretu korkiem swych lakierek, który na wskutek tak bliskiego kontaktu z panelami zapiszczał niemiłosiernie. Chłopak syknął, zaciskając powieki w napięciu. Gdy je otworzył, spostrzegł, że oczy Geeny też już nie są zamknięte.
Henry zamarł w pół kroku.
- Co ty tu robisz? – Warknęła, wydymając usta ze złością. Obdarzyła go opanowanym spojrzeniem, jednak w oczach widniały rozjuszone ogniki, gdy powoli unosiła się do pozycji siedzącej. W końcu mimowolnie ziewnęła szeroko, a Henry…uśmiechnął się na ten widok. Geena uniosła brwi i zmarszczyła czoło, robiąc koński ogon na czubku głowy.
- Ja…To znaczy… - Niezrozumiale dukając, chłopak wskazał kciukiem na wyjście z pokoju. - …Zasadniczo, to właśnie… - Zamrugał oczami, obserwując jak dziewczyna bez wstydu wstaje z łóżka w króciutkim, odsłaniającym cały brzuch topie i prawie tak samo krótkich spodenkach. Gdy spała w pozycji niemal embrionalnej, w życiu nie powiedziałby, że to właśnie taki strój ma na sobie. - …Po prostu sobie pójdę – Henry z ogłupiałym wyrazem twarzy, pokiwał głową, odwracając się sztywno niczym robot. Prawie w tym samym czasie Jun zawołała go z przedpokoju. Ruszył dziwnym krokiem ku wyjściu, a po sekundzie rozległ się głośny pusty huk. Geena z przestrachem odwróciła głowę sprzed komputera, sprawdzając, co się stało. Widząc, jak Henry wychodząc niechcący zahaczył barkiem o framugę drzwi…Uśmiechnęła się lekko, uwidaczniając swoje dwa dołeczki.

***

W końcu nadszedł dzień, w którym SM Entertainment wyludniło się prawie doszczętnie, a większość podopiecznych mogła spokojnie wyjechać do rodziny, by spędzić święta Bożego Narodzenia wśród krewnych. Jednak nie każdy mógł je przeżyć tak jak sobie wymarzył.
Jun właśnie żegnała w drzwiach resztę swojego zespołu z wymuszonym uśmiechem na ustach.
- Wiesz, że możesz spędzić święta u mnie, prawda? – Su z przejęciem, spojrzała na bezbarwny wyraz twarzy przyjaciółki, która powoli pokręciła głową.
- Już wystarczająco dużo osób będziesz miała przy stole – Odparła ze szczerym uśmiechem, wspominając dwie siostry Sujan. – A ja już się przyzwyczaiłam do takich świąt. – Dodała z całkowicie lekkim tonem, poganiając ją dłonią.
Su wzdychając, pociągnęła walizkę.
- Zadzwonię jak dolecę. Zamów sobie Japchae. W wigilię jeszcze wszystko czynne.

***

Dwa kolejne dni Jun spędziła praktycznie tak samo. Jej stałą trasą był szlak do telewizora, potem komputera, a na końcu, bądź też na samym początku przystanek przy lodówce. Obijała się bez jakiegokolwiek ambitnego zajęcia także w wigilię. Zadziwiające było to, że za drzwiami dormu panował tak namacalny spokój i cisza.
W czasie, gdy zwierzęta powinny mówić ludzkim głosem, a na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka, Jun usiadła przed telewizorem, czekając na świąteczny seans. Jako wieczerzę, przygotowała sobie miskę popcornu i dzbanek soku pomarańczowego. Ubrana była jak w zwyczajny szary dzień, nie można było mówić nic o odświętności.
Wstęp film się skończył, muzyka ucichła zapraszając do oglądania, gdy wtem ktoś zapukał do drzwi.
Skórę dziewczyny pokryła gęsia skórka, gdy najciszej jak potrafiła ruszyła do przedpokoju. Spoglądając przez oko Judasza, zalała ją fala zimnego potu. Przełknęła ślinę, łapiąc za klamkę.
- Wesołych świąt! – Zawołał radośnie Chen, wyginając kąciki ust ku górze. Jun zanim uśmiechnęła się szeroko, zwróciła uwagę, że miał na sobie marynarkę. Zdecydowanie niecodzienny strój.
Chwilę później nastała niekomfortowa cisza, która według obydwojga trwała niemal wieczność. - …Macie może jakieś świeczki? – Chłopak odezwał się w końcu, od razu udając, że jest bardzo zaabsorbowany swoim rękawem, na co dziewczyna wybałuszyła oczy.
- Świeczki? – Powtórzyła z nim. – Tak, na pewno są jakieś. Poczekaj chwilę. – Dodała na odchodne, wycofując się z powrotem do mieszkania. Zostawiła gościa w otwartych na oścież drzwiach, będąc zbyt zajęta przeszukiwaniem szafek. Gdy wreszcie znalazła, wybiegła z kuchni. – Znalazłam! – Krzyknęła wesoło, machając paczką małych świeczek w dłoni. Wtem przystanęła w pół kroku. Chen stał na środku salonu, rozglądając się wokoło.
- Tak spędzasz święta? – Spytał niepewnie, widząc popcorn i napój stojące na ladzie oraz włączony telewizor. Jun widząc jego zatroskanie, zarumieniła się lekko, kiwając niezauważalnie głową. – Akurat bardzo lubię ten film. – Wskazał podbródkiem na ekran, uśmiechając się łagodnie, nim usiadł na kanapie i poczęstował się przekąską. Wolną dłonią poklepał miejsce obok siebie, zapraszając dziewczynę. – Wolno mi spytać, czemu tu zostałaś? – Decydując się na odważny krok, powoli zadał pytanie, widząc jak bardzo jest spięta.
- Moi rodzice to ludzie biznesu – Odrzekła upiwszy łyk soku. – Rzadko zdarza się, że są w domu. Nawet w święta. – Westchnęła, odwracając głowę w kierunku jego twarzy, która jak się okazało była oddalona o zaledwie parę centymetrów. Uśmiechnęła się, odsłaniając swój dołeczek, a żołądek podszedł jej do gardła. – Ty też tutaj zostałeś. Czemu?
Chen oparł plecy, a rękę luźno narzucił na oparcie, tak, że Jun niemal poczuła ją milimetry od swej szyi. Przełknęła porcję śliny.
- Za to moi rodzice są na romantycznej wycieczce dookoła świata. Miałbym niemały problem, by namierzyć ich teraz w Paryżu. – Zaśmiał się cicho. – W mieście miłości, prawda?
W momencie gdy Chen skierował głowę w kierunku Jun, ta uczyniła to samo, zdziwiona jego wypowiedzią. Z przejęciem wpatrywała się w roześmiane oczy chłopaka z odległości wręcz nieistniejącej. W chwili, gdy wstrzymała oddech i nie widziała już nic poza jego twarzą, zadzwonił telefon. Piskliwy odgłos wypełnił uszy obydwojga, a Jun ze złości przymknęła oczy.
-  Nie przeszkadzam w niczym, prawda? – Na głośniku było słychać minimalnie przerywany głos Sujan. - Zdajesz sobie sprawę, że lot był opóźniony i w Moskwie była przesiadka i tam też czekałam parę godzin i przez to dopiero niedawno dotarłam do Londynu… Prosto na pudding… - Trajkotała przez pewną chwilę, na co Jun smętnie zwiesiła głowę. Chen zachichotał. - …A ty jak? Dajesz radę sama?
Dziewczyna uśmiechnęła się, ściskając telefon w dłoni.
- Dzisiaj nie jestem sama. – Odparła tajemniczo, aż usłyszała w telefonie okrzyk zdziwienia przyjaciółki.
- What…?
Jun rzuciła szybkie słowa pożegnania i nacisnęła czerwoną słuchawkę.
- Wiedziała kiedy zadzwonić. – Burknęła pod nosem, a Chen oderwawszy się od ekranu, odsłonił śnieżnobiałe zęby i poklepał ją po ramieniu.

-------------------------------------

Cześć! Proszę wybaczyć mi ostatnią ciszę na blogu, ale dopadł mnie mały brak weny:< No ale w końcu udało mi się napisać dla Was kolejny rozdzialik. Co sądzicie?

MoonSeer