- Przed wami ogromne wyzwanie – Oświadczyła trenerka EXO
podniosłym tonem. - …No może nie dla wszystkich… - Dodała po chwili namysłu,
nieco bardziej przygnębiona. – Zaśpiewacie na gali piosenkę po angielsku – Specjalnie zaakcentowała ostatnie słowo, które z trudem przeszło
jej przez gardło. Wtedy niektórym zaświeciły się oczy. – Tytuł to „Stereo
Hearts”.
Chwilę później przysłuchiwali się melodii. Jun wraz z Su z
lekkim uśmiechem szeptały słowa, tak dobrzej znanej im piosenki. Sujan
uśmiechnęła się do Jaehyuna robiącego to samo.
- Niestety, jest także pewien szkopuł – Trenerka spojrzała
po chłopakach z powątpieniem. – Pewnie domyślacie się jaki… - Urwała na moment,
łapiąc za ramię dwie członkinie BriDs, które stały najbliżej jej. – Zitao,
Jongdae, pozwólcie tutaj. Obliguję dziewczyny do dodatkowych treningów z waszą
dwójką. Ludzie na widowni mają zrozumieć ten angielski. - Jun nerwowo
przełknęła ślinę, a Su obdarzyła kobietę zszokowanym spojrzeniem. – Myślę, że
sala numer 2 i 3 są teraz wolne. Jun pomaga Tao, a Su Chenowi…Baek chyba w
miarę ogarnia temat?
***
- Istnieje jakiś powód, dla którego nie uczycie się
angielskiego? – Zapytała bezbarwnie Su, siedząc nad biurkiem z tekstem
piosenki. Tkwiła w tej sali już od dłuższego czasu, skazana na kaleczenie jej
ulubionego języka. – Czy przygotowania do śpiewania czegoś po angielsku zawsze
tak wyglądają? – Westchnęła ociężale, patrząc na zgorszonego chłopaka. –
Nieważne. Zapamiętaj, że ‘thoughts’ nie czyta się przez ‘f’, tylko należy
włożyć język między zęby…O tak, prawie jak wąż…Hear my thoughts…Prawie dobrze – Pokiwała głową, a Chen uśmiechnął
się zwycięsko. Su uniosła brwi z politowaniem. Próbowali prześpiewać swoje
partie z podkładem kilka razy, biorąc do serca porady Sujan, a gdy nadeszła
pora na wspólny trening grupy, ponownie zadała pytanie.
- Podczas świąt też będziesz ćwiczył, tak?
Jongdae, upiwszy łyk z butelki, zakręcił ją, powoli
odpowiadając.
- Tym razem zostaję – Sprawiał wrażenie, jakby wewnętrznie
bił się z pewnymi myślami, ale Su mało się tym przejąwszy, zebrała kartki ze
stołu.
– Od was wszystkie jadą do domów? – W końcu spytał, jakby
zbierał się do tego od dłuższego czasu.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Tylko Jun zostaje. – Odparła gładko, nim puściła oko,
zachęcająco klepiąc go po ramieniu. Potem, nie czekając na jego towarzystwo,
wyszła w kierunku sali treningowej.
***
- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę – Powiedziała Jun z
żądzą mordu w oczach. – ale angielski jest ZNACZNIE łatwiejszy w wymowie niż
chiński…Jak można nie pojąć, że nie wyrobisz się, jeżeli będziesz starał się
każde słowo wypowiedzieć dokładnie! … „furthermore”... – Jęknęła z boleścią,
spoglądając na zegarek na ręce Tao. - …Nie wiem ile godzin zajmie ci ogarnięcie
tego słówka… - Urwała zbierając
papiery z nutami i tekstem. Na myśl o
wspólnej próbie zbierało jej się na wymioty. - … Powiedz mi, jak długo uczycie
się tych krótkich angielskich wstawek w piosenkach?... Bo i tak nikt ich nie
rozumie.
Chłopak dotychczas siedział w ciszy, puszczając mimo uszu
wszystkie komentarze Jun, raz po raz przytakując. Nie wiedział, że tak spokojne
zachowanie jeszcze bardziej ją nakręca. W końcu rozchylił wargi.
- Ktoś mógłby mnie uczyć… - Spojrzał niewinnym spojrzeniem
na wściekłe oczy Jun, która widząc powoli kwitnący uśmiech na twarzy chłopaka,
uniosła brwi z niedowierzania.
- Na pewno nie ja. – Urwała szorstko, odwracając się z
impetem. Bujne włosy podążyły za nią, a gdy była już przy drzwiach, a chłód
klamki rozproszył się po jej dłoni, usłyszała za sobą ochrypły głos.
- Ktoś, kto chciałby nauczyć się mojej partii ”Rewind”…
- Chociaż Jun nie patrzyła w jego kierunku,
Tao uśmiechnął się bokiem, poprawiając złoty zegarek. Dziewczyna przymknęła
oczy, wzdychając ociężale. Chłopak działał na nią niemal tak samo irytująco jak
Wendy. W duszy błagała, by Su czym prędzej urwała kontakt z osobą
tak…tchórzliwą. W końcu odwróciła głowę, obdarzając ciekawe oczy chłopaka
niepewnym wzrokiem.
- Pamiętasz, że nazywam się Jun? Nie Sujan. – Warknęła w odpowiedzi, trzaskając drzwiami. Czy on myślał,
że wychodząc z lekkim zarysem inicjatywy, by to Su uczyła go angielskiego, Jun
przystanie na to z uśmiechem? Nie, błąd. Z jednej strony zrobiłaby to z
ucałowaniem ręki, gdyby tylko sam pofatygował się i poprosił JĄ, nie jej
przyjaciółkę. Mało brakowało, a zaśmiałaby się zjadliwie na ten fakt. Natomiast
z drugiej strony, naprawdę nie podobała jej się relacja Sujan z Tao, mimo że
jeszcze nie do końca się wykreowała. Irytowało ją tchórzostwo chłopaka i unoszenie
się dumą Su, której odpowiedź na słowa „No to go zaproś!” zawsze była taka
sama.
„Ja mam zaprosić? A czy ja wyglądam na chłopaka, żeby
zapraszać kogokolwiek i gdziekolwiek?”
zawsze towarzyszyły temu grymas i oburzenie, natomiast
chwila, w której Jun spytałaby „To dlaczego jęczysz?”, a potem usłyszała
odpowiedź, była by co najmniej niezrozumiała.
„Bo chciałabym wypić z nim kawę.”
Jak można zawracać
sobie głowę kimś, kto nie potrafi stanąć z tobą twarzą w twarz i poprosić o
poświęcenie chwili czasu? Zwłaszcza, gdy mowa o chłopaku. Jun prychnęła, mknąc
korytarzem. Sujan odpowiedziałaby, używając urażonego tonu coś w stylu „To jest
coś, co w nim bardzo lubię.”.
Dziewczyna uśmiechnęła się dopiero wtedy, gdy na swej drodze
spotkała jasną czuprynę Taeyonga, zamierzającego z naprzeciwka z szerokim
perlistym uśmiechem, ozdabiającym jego nieprawdopodobnie przystojną twarz.
- Zobacz, co mam – Szepnął nad jej głową, przysuwając się
bliżej, jakby pokazywał coś niebezpiecznego. Albo drogiego. Albo niebezpiecznie
drogiego. I faktycznie, oczy Jun zabłyszczały ze zdziwienia. – Raperom to nie
zaszkodzi, prawda? – Zaśmiał się łagodnie, odprowadzając dziewczynę pod salę, z
której wychodziła Sujan z kamienną miną. Od razu została zgarnięta ramieniem
Jaehyuna, który moment wcześniej nadbiegł z tego samego kierunku co Jun i
Taeyong. W czwórkę pomknęli ku drzwiom wyjściowym SMENT.
Przez pewną chwilę, jedyne co można było zobaczyć za trzema
ogromnymi śmietnikami wytwórni, to popielate kłęby dymu, leniwie wypełzające z
ust czwórki artystów. Z nutką adrenaliny we krwi raz po raz rozglądali się na
boki, poszukując potencjalnych świadków, co było zdecydowanie zabawne. Wszyscy
dorośli, a ukrywali papierosy w ich palcach, zachowując się jak niesforne
niepełnoletnie dzieciaki.
Taeyong zesztywniał od stóp od głów.
- Ktoś patrzy tu z okna -
Orzekł ledwo otwierając usta, by nie zdradzić tego, że kogoś przyłapał.
Obydwie dziewczyny wytrzeszczyły oczy, a Jun raptownie
odwróciła głowę, którą zahamowała Su. Pokręciła minimalistycznie głową na boki,
radząc pozostanie w pierwotnej pozycji. Stały tyłem do okna.
- Widzisz kto to? – Szepnęła sztywno Sujan, wydmuchując dym.
Odpowiedział jej Jaehyun, przymrużywszy oczy.
- To chyba EXO-Chen – Odparł niepewnie, przykładając dłoń do
czoła, by ujrzeć lepiej, co nie było najlepszym pomysłem. - …Powiedział coś…I
ktoś podbiegł do okna… - Dziewczęta przygryzły usta z przejęciem. - …I
obydwóch już nie widzę. – Dokończył z
żalem, strzepując końcówkę papierosa.
- Na pewno nie zauważyli, że na nich patrzysz, pajacu –
Taeyong przewrócił oczami, trącając go w brzuch. Twarz Jun zbladła i nie
wyrażała jakichkolwiek emocji. Chyba tylko ona ma na głowie fioletowe spirale,
których nie sposób nie skojarzyć z jej osobą…
Nie minęło dużo czasu, a automatyczne drzwi SM rozsunęły
się, wypuszczając Tao i Chena na zatłoczone ulice Seulu. Jednak to nie tam
zmierzali; ostrożnie rozglądając się na boki, wycofali się na tyły budynku.
- Powinniśmy im tak przeszkadzać? – Szepnął Chen, niepewnie
zagryzając dolną wargę. – Przecież to może zaszkodzić strunom głosowym prawda?
– Z czułością rozmasował gardło, zataczając na nim małe kółka, nim gwałtownie
przełknął ślinę.
Wtedy Tao poczuł ulgę.
- Ja rapuję. Nic mi nie będzie. – Odparł na odchodne, robiąc
tak śmiały czyn jak wychylenie się zza rogu, by dołączyć do grupki młodych
artystów. Jongdae syknął, prędko go doganiając.
Sujan wciągając do płuc kolejną porcję dymu usłyszała
podejrzane szmery nieopodal siebie i przyjaciół. Niekoniecznie chcieli być
nakryci przez kogokolwiek, nawet papparazzi.
To wszystko działo
się tak szybko, gdy jej wzrok był skupiony tylko i wyłącznie na koniuszku
papierosa, a w następnej sekundzie za plecami usłyszała swoje imię.
Rozwarła oczy tak mocno jak jej skóra na to pozwalała, a gdy
na potylicy poczuła ciepło czyjegoś oddechu, przeszły ją ciarki po całym ciele.
Mimowolnie zaciągając więcej dymu, odwróciła się błyskawicznie.
- To ty! – Wysapała jednocześnie przestraszona, że to nie w
oczy Tao mogła teraz patrzeć, oraz niesamowicie miło zaskoczona. Z wrażenia
stado motylków rozpierzchło się po jej brzuchu, a gdy tylko wypowiedziała te
dwa krótkie słowa, cały kłąb dymu wypełzł z jej ust prosto na twarz
uśmiechniętego chłopaka.
Rumieniąc się, pośpiesznie rozproszyła całą chmurę dłonią,
chroniąc Tao przed nasilającym się kaszlem.
- Wiecie, dziś uznałem, że wejdę do wytwórni tyłem.
Powiedziałem sobie „trochę innowacji, stary!” – Tymi słowami ociekającymi
ironią i wypełnionymi sarkazmem, powitał ich SangJoong stojący prosto jak kij
ze swoim telefonem w dłoni. Drugą skrywał w kieszeni hebanowego płaszcza. –
Mogłem to zrobić już wcześniej – Za każdym razem, gdy jego wargi się
rozchylały, wszystkich oblewała nowa fala lodowatego potu. Palce im
zesztywniały. Jun upuściła papierosa, wpatrując się pustymi oczami w poważną
twarz menagera. Su wraz z Tao zastygli w pozycjach oddalonych od siebie o parę
milimetrów, wbijając spojrzenia tam gdzie Jun, którą ukradkiem obserwował Chen
swym czułym spojrzeniem. Tymczasem SM Rookies modląc, by SangJoong nie zwrócił
na nich większej uwagi, usiłowali schować paczkę papierosów w najgłębsze odmęty
swych kurtek i zimowych swetrów.
- Dlaczego to upuściłaś, Jun? – Zapytał swym łagodnym
głosem, podchodząc bliżej z powoli wypływającym na powierzchnię uśmiechem. – To
była ponad połowa. – Upomniał ją, spojrzawszy na ziemię, po czym energicznie
wydmuchał powietrze. – Taeyong, byłbyś tak miły i poczęstował mnie jednym?
Miałem naprawdę ciężki dzień. – Gdy otępiały chłopak wręczył mu to co miał,
SangJoong od razu go zapalił. – Chodźcie tu wszyscy, wierzę, że wy też nie
mieliście dziś łatwo.
Reszta osłupiałych osób po kilku chwilach dołączyła do
menagera ze zdziwionymi minami, a gdy każdy poczuł w nozdrzach palący zapach,
rozluźnili się całkowicie. Nikt nie miał pojęcia, jak bardzo menager BriDs
potrafi być w porządku. Żołądki Jun i Sujan skręciły się dopiero po tym jak ich
opiekun upuścił peta na ziemię.
- Nie myślcie, że nie powiem o tym Quinn – Ostrzegł je w
prawdzie srogim głosem, jednak gdy tylko zauważył ich trwogę w oczach, zaśmiał
się dźwięcznie. – Żartuję, ale to był ostatni raz – Zmierzwił ich fryzury, odprowadzając ich pod samą salę ćwiczeń. –
Tylko psiknijcie się czymś jak najszybciej – Szepnął, otwierając drzwi. –
Proszę wybaczyć im spóźnienie, to z mojej winy. – Schylił głowę przed trenerką
i bez słowa wyszedł.
***
Dni mijały jak opętane, BriDs nie sądziły, że noc potrafi
być dla nich tak niewyobrażalnie krótka, a dzień tak wyczerpujący. Ciągle
tkwiąc w tej samej rutynie, przesiadywały od świtu do późnych godzin wieczornych
w różnorakich salach, szkoląc się w każdy możliwy sposób. Nie było opcji, by myśleć
teraz o czymkolwiek innym niż próby. One pochłonęły dziewczęta do reszty,
sprawiając, że na razie kalendarz odmierzający dni do końca roku nie bardzo się
dla nich nie liczył. A dziś, gdy po raz pierwszy od bardzo dawna, niemal
wieczności, otrzymały dzień wolny, miało stać się coś wyczekiwanego przez Jun
od równie dawna. Niestety w trybie ciężkiej pracy, kompletnie wyleciało jej to
z głowy. I można powiedzieć, że dzięki temu miała jeszcze wspanialszą
niespodziankę, gdy oglądając telewizję w mokrych włosach i piżamie usłyszała
pukanie do drzwi.
- No już idę, idę – Mruknęła, kiedy odgłosy nasiliły się. -
…Czy jakaś niespodziewana próba…? – Odezwała się niezadowolenie, uchyliwszy
drzwi, gotowa zobaczyć w nich SangJoonga. - …Henry! – Zawołała przeciągle, następnie
zasłaniając usta ręką. Sekundę później rzuciła mu się w ramiona, tuląc z całych
sił. – Daj mi chwilę i od razu gdzieś wychodzimy! …Nie, nie ma nikogo oprócz
Geeny…Jest tam w pokoju, możesz wpaść, żebyś się nie nudził – Zaczęła biegać po
całym mieszkaniu, zbierając praktycznie przypadkowe ciuchy. – Chyba gra w jakąś
grę, no nie wiem…Zaraz będę gotowa.
Henry tylko pokiwał powoli głową, kierując się w miejsce,
które wskazała Jun. Oczy zaświeciły mu się na wieść o grach komputerowych,
dlatego zapukawszy cicho, ostrożnie uchylił drzwi. Owszem, była tam Geena, ale
nie siedziała przy komputerze. Leżała na posłanym łóżku, widać dawno umyta i
ubrana, z kaskadami włosów opadającymi na jej niewinną podczas snu twarz.
Chłopak w ogóle tego nie planując zarumienił się, podchodząc bliżej, starając
się nie wywołać żadnego zbędnego hałasu. Ująwszy w dłoń pobliski koc, zarzucił
go na nią i uśmiechnął się delikatnie. Wszystko poszłoby zgodnie z jego planem
o bezwzględnej ciszy, gdyby tylko Henry nie był sobą i idąc tyłem zwyczajnie
nie kopnął taboretu korkiem swych lakierek, który na wskutek tak bliskiego
kontaktu z panelami zapiszczał niemiłosiernie. Chłopak syknął, zaciskając
powieki w napięciu. Gdy je otworzył, spostrzegł, że oczy Geeny też już nie są
zamknięte.
Henry zamarł w pół kroku.
- Co ty tu robisz? – Warknęła, wydymając usta ze złością. Obdarzyła
go opanowanym spojrzeniem, jednak w oczach widniały rozjuszone ogniki, gdy
powoli unosiła się do pozycji siedzącej. W końcu mimowolnie ziewnęła szeroko, a
Henry…uśmiechnął się na ten widok. Geena uniosła brwi i zmarszczyła czoło,
robiąc koński ogon na czubku głowy.
- Ja…To znaczy… - Niezrozumiale dukając, chłopak wskazał
kciukiem na wyjście z pokoju. - …Zasadniczo, to właśnie… - Zamrugał oczami,
obserwując jak dziewczyna bez wstydu wstaje z łóżka w króciutkim, odsłaniającym
cały brzuch topie i prawie tak samo krótkich spodenkach. Gdy spała w pozycji
niemal embrionalnej, w życiu nie powiedziałby, że to właśnie taki strój ma na
sobie. - …Po prostu sobie pójdę – Henry z ogłupiałym wyrazem twarzy, pokiwał
głową, odwracając się sztywno niczym robot. Prawie w tym samym czasie Jun
zawołała go z przedpokoju. Ruszył dziwnym krokiem ku wyjściu, a po sekundzie
rozległ się głośny pusty huk. Geena z przestrachem odwróciła głowę sprzed
komputera, sprawdzając, co się stało. Widząc, jak Henry wychodząc niechcący
zahaczył barkiem o framugę drzwi…Uśmiechnęła się lekko, uwidaczniając swoje dwa
dołeczki.
***
W końcu nadszedł dzień, w którym SM Entertainment wyludniło
się prawie doszczętnie, a większość podopiecznych mogła spokojnie wyjechać do
rodziny, by spędzić święta Bożego Narodzenia wśród krewnych. Jednak nie każdy mógł
je przeżyć tak jak sobie wymarzył.
Jun właśnie żegnała w drzwiach resztę swojego zespołu z
wymuszonym uśmiechem na ustach.
- Wiesz, że możesz spędzić święta u mnie, prawda? – Su z
przejęciem, spojrzała na bezbarwny wyraz twarzy przyjaciółki, która powoli
pokręciła głową.
- Już wystarczająco dużo osób będziesz miała przy stole –
Odparła ze szczerym uśmiechem, wspominając dwie siostry Sujan. – A ja już się
przyzwyczaiłam do takich świąt. – Dodała z całkowicie lekkim tonem, poganiając
ją dłonią.
Su wzdychając, pociągnęła walizkę.
- Zadzwonię jak dolecę. Zamów sobie Japchae. W wigilię
jeszcze wszystko czynne.
***
Dwa kolejne dni Jun spędziła praktycznie tak samo. Jej stałą
trasą był szlak do telewizora, potem komputera, a na końcu, bądź też na samym
początku przystanek przy lodówce. Obijała się bez jakiegokolwiek ambitnego
zajęcia także w wigilię. Zadziwiające było to, że za drzwiami dormu panował tak
namacalny spokój i cisza.
W czasie, gdy zwierzęta powinny mówić ludzkim głosem, a na
niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka, Jun usiadła przed telewizorem, czekając
na świąteczny seans. Jako wieczerzę, przygotowała sobie miskę popcornu i
dzbanek soku pomarańczowego. Ubrana była jak w zwyczajny szary dzień, nie można
było mówić nic o odświętności.
Wstęp film się skończył, muzyka ucichła zapraszając do
oglądania, gdy wtem ktoś zapukał do drzwi.
Skórę dziewczyny pokryła gęsia skórka, gdy najciszej jak
potrafiła ruszyła do przedpokoju. Spoglądając przez oko Judasza, zalała ją fala
zimnego potu. Przełknęła ślinę, łapiąc za klamkę.
- Wesołych świąt! – Zawołał radośnie Chen, wyginając kąciki
ust ku górze. Jun zanim uśmiechnęła się szeroko, zwróciła uwagę, że miał na
sobie marynarkę. Zdecydowanie niecodzienny strój.
Chwilę później nastała niekomfortowa cisza, która według
obydwojga trwała niemal wieczność. - …Macie może jakieś świeczki? – Chłopak
odezwał się w końcu, od razu udając, że jest bardzo zaabsorbowany swoim
rękawem, na co dziewczyna wybałuszyła oczy.
- Świeczki? – Powtórzyła z nim. – Tak, na pewno są jakieś.
Poczekaj chwilę. – Dodała na odchodne, wycofując się z powrotem do mieszkania.
Zostawiła gościa w otwartych na oścież drzwiach, będąc zbyt zajęta
przeszukiwaniem szafek. Gdy wreszcie znalazła, wybiegła z kuchni. – Znalazłam!
– Krzyknęła wesoło, machając paczką małych świeczek w dłoni. Wtem przystanęła w
pół kroku. Chen stał na środku salonu, rozglądając się wokoło.
- Tak spędzasz święta? – Spytał niepewnie, widząc popcorn i
napój stojące na ladzie oraz włączony telewizor. Jun widząc jego zatroskanie,
zarumieniła się lekko, kiwając niezauważalnie głową. – Akurat bardzo lubię ten
film. – Wskazał podbródkiem na ekran, uśmiechając się łagodnie, nim usiadł na
kanapie i poczęstował się przekąską. Wolną dłonią poklepał miejsce obok siebie,
zapraszając dziewczynę. – Wolno mi spytać, czemu tu zostałaś? – Decydując się
na odważny krok, powoli zadał pytanie, widząc jak bardzo jest spięta.
- Moi rodzice to ludzie biznesu – Odrzekła upiwszy łyk soku.
– Rzadko zdarza się, że są w domu. Nawet w święta. – Westchnęła, odwracając
głowę w kierunku jego twarzy, która jak się okazało była oddalona o zaledwie
parę centymetrów. Uśmiechnęła się, odsłaniając swój dołeczek, a żołądek
podszedł jej do gardła. – Ty też tutaj zostałeś. Czemu?
Chen oparł plecy, a rękę luźno narzucił na oparcie, tak, że
Jun niemal poczuła ją milimetry od swej szyi. Przełknęła porcję śliny.
- Za to moi rodzice są na romantycznej wycieczce dookoła
świata. Miałbym niemały problem, by namierzyć ich teraz w Paryżu. – Zaśmiał się
cicho. – W mieście miłości, prawda?
W momencie gdy Chen skierował głowę w kierunku Jun, ta
uczyniła to samo, zdziwiona jego wypowiedzią. Z przejęciem wpatrywała się w
roześmiane oczy chłopaka z odległości wręcz nieistniejącej. W chwili, gdy wstrzymała
oddech i nie widziała już nic poza jego twarzą, zadzwonił telefon. Piskliwy
odgłos wypełnił uszy obydwojga, a Jun ze złości przymknęła oczy.
- Nie przeszkadzam w
niczym, prawda? – Na głośniku było słychać minimalnie przerywany głos Sujan. -
Zdajesz sobie sprawę, że lot był opóźniony i w Moskwie była przesiadka i tam
też czekałam parę godzin i przez to dopiero niedawno dotarłam do Londynu…
Prosto na pudding… - Trajkotała przez pewną chwilę, na co Jun smętnie zwiesiła
głowę. Chen zachichotał. - …A ty jak? Dajesz radę sama?
Dziewczyna uśmiechnęła się, ściskając telefon w dłoni.
- Dzisiaj nie jestem sama. – Odparła tajemniczo, aż
usłyszała w telefonie okrzyk zdziwienia przyjaciółki.
- What…?
Jun rzuciła szybkie słowa pożegnania i nacisnęła czerwoną
słuchawkę.
- Wiedziała kiedy zadzwonić. – Burknęła pod nosem, a Chen
oderwawszy się od ekranu, odsłonił śnieżnobiałe zęby i poklepał ją po ramieniu.
-------------------------------------
Cześć! Proszę wybaczyć mi ostatnią ciszę na blogu, ale dopadł mnie mały brak
weny:< No ale w końcu udało mi się napisać dla Was kolejny rozdzialik. Co
sądzicie?
MoonSeer
Mega rozdział nie moge się doczekać następnego i jeśli byś mogła dodaj więcej Jelly <3
OdpowiedzUsuń