- Jak można oburzać się na wieść o swoim fałszu!? Nie można
tego słuchać!
- Jun wiecznie spóźnia się ze swoją partią, dekoncentruje
mnie!...
- Tak się składa, że nikt nie musi pouczać mnie i tego jak
działam moją przeponą!
SangJoong stał ze zwieszoną głową, masując czoło. Od
dłuższej chwili jego uszy pękały od nieustannego przekrzykiwania się grupki
artystów. Sekundę później musiał siłą odciągać Jun od Wendy, która obraziła
wokal Sujan. Był to punkt kulminacyjny całej jatki. Jak takie dzieciaki mogły
kłócić się ze sobą w tak żarliwy sposób i przy każdym nowym epitecie nakręcać
się jeszcze bardziej!?
- You suck! You’re the
only one who does! Nobody’s gonna edit your crappy…
- Jun, przestań – Chen odezwał się cicho, wyręczając
trzymającego dziewczynę menagera. Dziewczyna momentalnie zamarła, wlepiając otępiały
wzrok w chłopaka. Jongdae tylko szybko wskazał podbródkiem na mężczyznę za nią,
a gdy tylko Jun przeniosła swe rozzłoszczone oczy w tym kierunku, ujrzała
dzikie ogniki w tęczówkach SangJoonga.
Na wielkiej arenie zapanowała tak głęboka cisza, że można by
usłyszeć zwykły szept na najwyższej z trybun niczym w teatrze starożytnej
Grecji.
Wszyscy w prawdziwym przestrachu oczekiwali wybuchu
opiekuna, którego parzący gniew oblałby ich jak gorąca lawa po erupcji
wyjątkowo niebezpiecznego wulkanu.
- Tak chcecie wystąpić na scenie? Obrzucając się ciągłymi
wyzwiskami i wytykając nawzajem swoje błędy? A może po raz pierwszy śpiewacie w
grupie i nie wiecie jak to jest? – Bystre oczy wodziły po skruszonych głowach
idoli, którzy w tym momencie mogli wyglądać tylko i wyłącznie jak smarkate
dzieciaki dostające reprymendę za wybicie okna piłką. – Mogę wam to uświadomić
w takim razie. Otóż, żadne z was nie śpiewa tak jak powinno. – Zwrócił się
dobitnym tonem w stronę sekcji wokalnej. Chen i Baek raptownie poderwali głowy.
– Zdziwiłem was? Nie powinienem, bo wasz angielski to jakaś niebezpieczna
mieszanka hinduskiego i indonezyjskiego. Nie ćwiczyliście w święta i nawet nie
próbuj się wypierać, Baekhyun. –Baek szybko otworzył usta, gotowy kategorycznie
zaprzeczyć, jednak z taką samą prędkością je zamknął. – A wy dwie tutaj
jesteście chyba najbardziej nieprawdopodobne. Jedna poucza drugą o przeponę,
kiedy sama się nie skupia na swojej. – Urwał na chwilę, by oblizać dolną wargę.
– Nie macie się skupiać na przeponach i jej funkcjach, bo to nie wykład o
anatomii człowieka, tu liczą się emocje z jakimi śpiewacie! Już one wam
powiedzą jak macie odtworzyć daną część i przepona będzie sama wiedziała jak
pracować… Zintegrujcie się wszyscy, stańcie się na trzy minuty jednym głosem i
bawcie się, zapomnijcie o tym, jak bardzo się nie lubicie… Pomyślcie, jaki
przykład dajecie chłopakom z Rookies, ja
na ich miejscu spasowałbym na propozycję występu z wami.
Z tymi słowami mocno dudniącymi w głowie, SangJoong zostawił
ich samym sobie. W biegu wyciągając swój telefon opuścił arenę.
Każdy rozsiadł się w najbardziej odpowiednim dla siebie
towarzystwie, rozkoszując się delikatnością foteli na trybunach, choć mało kto
odzywał się do siebie. Słowa menagera były zanadto prawdziwe, przez co jeszcze
bardziej bolały.
Minuty mijały, a we wszystkich głowach myśli kotłowały się
jak szalone, jednak w końcu nadszedł czas powrotu opiekuna. Gdy drzwi otworzyły
się z hukiem, a do środka wpadło jasne światło, SangJoong kroczył dumnie
uśmiechnięty, a za nim dreptał pewien nieznany mężczyzna obładowany ogromnymi
pistoletami na wodę i trzema baniakami wody. Cudem doczłapał się do miejsca
wskazanego przez dłoń mężczyzny.
- No dobrze – Orzekł w końcu podniosłym głosem, klasnąwszy w
dłonie. – Wokale to drużyna numer jeden, raperzy numer dwa, a wasze zadanie
jest dziecinnie proste – Uśmiechnął się chytrze, odsłaniając śnieżnobiałe zęby.
– Zgnieść drużynę przeciwną i zrobić z nich zmokłe kury!
***
Jarzące w ciemności reflektory były jedynym źródłem światła
na przeogromnej arenie, co raczej utrudniało zadanie powierzone artystom.
Trudniej niż myśleli okazało się rozpoznanie przeciwników w tak niewielkiej
ilości światła.
Biegali wszędzie niczym małe rozrabiaki, śmiejąc się z
samych siebie, urządzali sobie kryjówki w niektórych rzędach na widowni, pod
sceną czy za kulisami. To była prawdziwa wojna, a oni walczyli na poligonie
dzielniej niż prężne lwy, na szybko tworząc strategie. SangJoong z nogą na
nodze siedział tylko w samym rogu trybun, obserwując z góry całą bitwę. Nie
zaprzątywał sobie głowy tym, że cokolwiek mogłoby zamoknąć. Woda wyschnie i
śladów nie będzie, a integracja tej zgrai była jedynym możliwym sposobem na
przygotowanie naprawdę spektakularnego występu.
Jak dotąd całkiem
sucha Jun spokojnie truchtała, ciągle czujnie obserwując terytorium w
poszukiwaniu jakiegoś biednego wokalu. Zaśmiała się, gdy zobaczyła jak w
kierunku sceny, gdzie właśnie przystanęła, ukryta za skrawkiem kurtyny,
nadbiega przejęty Chen, przemoknięty do suchej nitki. Wiedząc jakie
niebezpieczeństwo nad nim wisi, cwałował niczym dziki rumak, przeskakując
schody, a gdy minął plecami zakamuflowaną dziewczynę, ta obdarzyła go lodowatym
strumykiem wody wycelowanym prosto w kark. JongDae krzyknął, podskakując i
jednocześnie plącząc się w kablowym spaghetti pod jego stopami. Jun z
diabolicznym uśmiechem na ustach zbliżała się do niego, ciągle wylewając
zawartość swojego baniaczka. Dużo wylądowało także na powierzchni sceny. Chen w
dzikiej rozpaczy, chcąc jak najszybciej dostać się do jednego z wielkiej wiader
wody, zaczął jeszcze bardziej miotać się w kałużach i kablach, a nim zdążył
mrugnąć, czarne pętle na jego kostkach zacisnęły się mocniej i pociągnęły
chłopaka ku ziemi.
Gdzieś dalej, w jakiś korytarzach było słychać mgliste piski
ich przyjaciół. Widać tam wszystko się rozgrywało.
Jun wybuchła gromkim śmiechem, stojąc nad również
uśmiechniętym chłopakiem. Gdy chciał się podnieść i chwycić swą jakże potężną
broń, dostał prosto w radosną twarz wodny postrzał. Jednakże minął tylko ułamek
sekundy, a niebieskowłosa wydała skrzekliwy okrzyk, czując niemal lód
przylegający do jej rozgrzanego ciała. Nasilał się coraz bardziej, jakby była oblewana
wodną armatą. Zaczajona Sujan wylała na
nią niemal całą zawartość swojego pistoletu, a kiedy Jun odwróciła się, by
spojrzeć na swego przeciwnika, runęła do tyłu jak długa, jak zwykle nie patrząc
pod nogi, gdzie aż roiło się od wody. Aczkolwiek upadek nie był najgorszy.
Zdawało jej się, że upadła na aksamitne łóżko, i tak by było, gdyby nie krzyk
przygniecionego Chena. Wszystko stało się tak prędko, że nim zdołał pochwycić
wiążące go kable, czuł na sobie ciało dziewczyny. Jun od razu chciała na niego
spojrzeć i zrobiła to z przestrachem, gdy Su uciekła. Umilkli na krótki moment,
nim obydwoje roześmiali się nieśmiało, spojrzawszy w swe radosne, pełne życia
oczy.
***
Sujan biegła co sił do miejsca, gdzie mogła napełnić swój
już całkiem pusty baniak, w czasie gdy za nią mknął jak strzała, żądny wygranej
Tao.
Na razie była tak daleko, że strużki wody z pistoletu nie
byłyby w stanie jej dogonić. Uśmiechnęła się z ulgą, gdy ujrzała na końcu
korytarza czekające na nią trzy szare wiadra. Męczyła się tak już od naprawdę
długiego czasu i z prawdziwym dziękczynieniem powitała koniec korytarza, choć
nie na długo. Ugięła kolana, zatrzymując bieg i od razu nachyliła się ku
wiadrom, a żołądek jej się ścisnął, wszystkie siły opuściły, a serce wypełniło
żałosne uczucie przegranej. Odwróciła się, by spojrzeć wprost na uśmiechniętego
chłopaka.
- Poddaję się – Rzuciła łagodnie, opuszczając broń i lekko unosząc
dłonie w geście poddania.
Zitao uniósł wyżej swój pistolet, już prawie na wysokość jej
twarzy, więc zacisnęła mocno powieki, gotowa przyjąć cios zimnej wody, choć
minęła chwila, a wciąż go nie poczuła. Uchyliła lekko lewe oko, lecz gdy
spostrzegła co się dzieje, ze spokojem mogła otworzyć i drugie. Osłupiała,
wpatrując się z zaskoczeniem, jak Tao odkręca swój wypełniony po brzegi
baniaczek, a następnie jej pozbawiony zawartości, zastępuje swoim. Następnie
uśmiechnął się troskliwie, wręczając naładowaną broń.
- Nie jest ci zimno? – Spytał z troską, widząc jak z jej włosów
spływają pojedyncze krople, a bluzka przylega mocno niczym strój kąpielowy.
***
- Wygralibyśmy, gdyby nie Wendy – Gderała niezadowolona Su
przez cały powrót do dormu, gdy w tym samym czasie Jun chichrała się złośliwie.
***
- Mówiłaś komuś o tym
co się stało na popijawce u nas? – Zagadnął cicho Baek, gdy kilku ochroniarzy
osłaniało garstkę artystów SM pod oszklone drzwi wytwórni. Jelly na wspomnienie
dnia, w którym chłopak ją pocałował, poczuła jak omiata ją chłód. Pragnął za
wszelką cenę grać na nerwach liderce jej zespołu, która tego dnia była
kompletnie wstawiona, jak wszyscy dookoła oprócz ich dwójki. Quinn nie była
pewna swego położenia w tamtych chwilach, a co dopiero wystarczająco przytomna,
by martwić się tym co robiła Jelly. Pytanie, które właśnie zadał jej Baekhyun
kłóciło się całkowicie z jego intencjami – myślała gorączkowo. Pocałował ją,
gdy Quinn była pijana i ich nie widziała. Nikt z obecnych się tym nie przejął, była
pewna, że Baek w szczególności, choć na nią podziałało to zdecydowanie inaczej.
- Nikomu – Odparła, gdy zatrzymał ją w czasie szumu
zamykania się drzwi. Żując gumę uśmiechnęła się wesoło, tak jak tylko
potrafiła, doskonale robiąc dobrą minę do złej gry. Nawet w momencie, w którym
chłopak nachylił się ku jej twarzy, nie myśląc o papparazzi obserwujących go
przez przezroczyste wejście.
Jelly już nie chciała być częścią „planu” Baeka. Wiedziała,
że gdzieś tu musi się kręcić liderka z resztą zespołu.
Natomiast Baekhyun od dnia, w którym poczuł słodki jak sama
Jelly smak jej ust, ciągle o tym myślał. Marzył o jakiejkolwiek możliwości
spotkania się z nią sam na sam. Choć brzmiało to jak spełnienie snów –
zaproszenie jej w ustronne miejsce i porozmawianie jak dwójka zwykłych ludzi w
miejscu tak odpowiednim na randkę, jak drewniana ławka w przyjemnym parku.
Zamiast tego wiecznie zmieniał numery sal, w biegu mijając ją jak robi to samo.
Chwile, w których mógł nacieszyć się dźwiękiem jej głosu były naprawdę rzadko
spotykane. Po tak długich i wyczerpujących treningach nieczęsto mieli ochotę na
wieczorne spotkania. Dlatego też teraz zatrzymał ją, będąc pewnym, że nie tylko
on musi się tak czuć. Wiedział doskonale, że mała blondynka go lubi. Mocniej
niż kogokolwiek, a tylko wstydzi się prawdy.
„Do diabła z zakazami Quinn!” Krzyczał za każdym razem w myślach,
gdy Jelly w towarzystwie swojego zespołu machała mu tylko małą kruchą dłonią, a
on i tak do niej podchodził, nie dbając o ostre spojrzenia liderki.
Puścił jej ramię, nachylając się ku jej twarzy, jednak
strwożona Jelly wiedziała, że nie będzie dłużej znosić sztuczek Baeka na pokaz.
Gdy ich usta dzieliła przerwa kilku centymetrów, wzięła głęboki wdech i
wydmuchała go w gumę. Wargi chłopaka napotkały mocną błonę balonu, która
zablokowała jego zamiary. Dziewczyna zaśmiała się uroczo, spostrzegając zszokowany
wyraz twarzy Byuna.
***
Quinn myła właśnie swe niedawno przefarbowane na brąz włosy,
gdy Geena sama urzędowała w reszcie mieszkania, kręcąc się bez zajęcia.
Wtem rozległo się głuche pukanie.
- Ktoś puka! Mogłabyś otworzyć? – Krzyknęła liderka, przekrzykując
suszarkę. Geena z chęcią ruszyła do wyjścia, choć uśmiech jej opadł, gdy
spostrzegła kto stoi pod drzwiami.
- Co ty tu robisz? Ani Jun ani Su nie ma. – Warknęła, nie
czekając na odpowiedź zdezorientowanego Henry’ego. Bezceremonialnie zamykała drzwi,
i zatrzasnęłaby je przed nosem chłopaka, gdyby nie głos Quinn.
- Za chwilkę wrócą! – Oznajmiła uśmiechając się wesoło,
wychyliwszy się z łazienki. – Geena, zaproś Henry’ego Sunbae do środka, niech
poczeka moment.
Otumaniona dziewczyna, beznamiętnie popchnęła drzwi, posłusznie
pozwalając chłopakowi wejść, a sama wpatrywała się pustym wzrokiem w drzwi
łazienki, za którymi znowu zniknęła przyjaciółka. Stała sztywno jak słup soli,
nie będąc pewna, czy to stało się naprawdę. Quinn zapraszająca Henry’ego do
środka jej mieszkania, by poczekał na swe koleżanki i gdzieś z nimi wyszedł? Z
otępienia wyrwał ją jej kolejny rozkaz.
- Poczęstuj go czymś do picia, Geena, ocknij się.
- Tak jest, Wasza Wysokość – Mruknęła pod nosem z
niezadowoleniem, tak że tylko ona mogła to usłyszeć i minęła chłopaka, kierując
się do kuchni. Nie dbała, czy podąża za nią czy też nie.
Jak widmo kręciła się po kuchni przygotowując Henry’emu
kubek aromatycznej kawy, gdy w tym samym czasie chłopak z uśmiechem rozsiadł
się na skórzanej kanapie.
Geena ciągle marszczyła czoło, gorączkowo rozmyślając.
Wydawałoby się, że poglądy Quinn raptownie zrobiły ruch o sto osiemdziesiąt
stopni, bez choćby wcześniejszego preludium. A ostatnie słowa liderki dobiły ją
ostatecznie, przyszpilając jej sparaliżowane nogi do podłoża.
- Wychodzę, powinnam wrócić przed ósmą – Niecodziennie
ubrana Quinn stanęła przy ladzie kuchennej z radosnym uśmiechem na ustach.
Kamienna twarz przyjaciółki natychmiast zwróciła się w jej
kierunku, obrzucając bacznym spojrzeniem. Quinn miała na sobie beżowy żakiet i
hebanową ołówkową spódnicę. Geena prędko wybałuszyła oczy, a następnie
przymrużyła je i ujrzała makijaż. Liderka nigdy nie malowała się wtedy gdy nie
musiała, choć oczywiście był to najdelikatniejszy makijaż jaki można było
stworzyć, dodawał jej tylko uroku, ale jednak! Podniosła złoty zegarek, a
następnie pomachała Geenie i odeszła stukając czarnymi szpilkami. Ta otworzyła
usta ze zdziwienia. Tak pięknej i kobiecej liderki nie widziała jeszcze nigdy,
i gdyby nie to, że drzwi ponownie otworzyły się, wpuszczając głośne i
rozbrykane trio Jelly, Sujan i Jun, dalej stałaby jak w transie.
W chwilę później Geena musiała dorobić więcej napojów dla
reszty osób, więc bez przerwy biegała, rozkładając różne smakołyki.
- Henry, my dear friend – Odezwała się Jun na pozór
uprzejmym tonem, opierając głowę na kanapie. – Could you stop staring at
Geena’s ass? – W sekundę później chłopak obrzucił ją według Su prześmiesznym
spojrzeniem, na które zachichotała zawistnie. Zobaczyła także, że ani Jelly ani
Geena nie robią sobie nic z wypowiedzi Jun. Nie rozumiały angielskiego, ni w
pień. Henry zapowietrzył się, chwytając parzącą filiżankę.
***
Dziewczęta uznały, że nie w porządku byłoby niedocenienie
wysiłku przyjaciółki w sporządzeniu tak smakowitej kawy i wyjście z Henrym,
dlatego też wszyscy usiedli w salonie dokuczając sobie nawzajem, śmiejąc się i
rozmawiając.
- Może zawołaj Quinn unnie? – Zagadnęła Jelly, chwytając
ciasteczko, które moment później wypluła, chroniąc się przed udławieniem.
- Quinn unnie wyszła z kimś! – Oznajmiła Geena zjadliwie
podniosłym tonem, wiedząc, jak każdy zareaguje. Natychmiast podniosły się
głosy. Przekrzykiwali się, byleby tylko dowiedzieć się czegokolwiek więcej.
Raperka już otwierała usta, by podzielić się historią jak to liderka
przemieniła się z brzydkiego kaczątka w pięknego, majestatycznego łabędzia, gdy
wszyscy usłyszeli trzask drzwi.
Momentalnie zapanowała głucha cisza, a wszystkie głowy
zwróciły się w kierunku przedpokoju, gdzie ujrzeli menagera BriDs. Na pozór
wyglądał tak jak zawsze. Wytwornie ubrany, z Iphonem w jednej dłoni…choć tym
razem w drugiej także coś mocno zaciskał. Pewien papier. Spoglądał na nich
swoimi zmęczonymi, bezradnymi oczami. Powieki ledwo wytrzymywały tłoczące się
łzy, a w jednej chwili jego delikatne zmarszczki, które zawsze dodawały mu tylko
wigoru, uwydatniły się. Był blady jak ściana.
- Henry, proszę weź dziewczyny na jakiś deser – Tylko cudem
zdołał wysapać to jedno zdanie. Z następnym, głos całkiem by mu się załamał.
***
Mogłoby się zdawać, że atmosfera powinna być gęsta i
napięta, jednak nie można było nawet brać takiej opcji pod uwagę. Wszyscy znali
SangJoonga i wiedzieli jak bardzo jest wytrwały i zaradny. Dla niego nie było
rzeczy niemożliwych. Istniały tylko nieliczne sprawy, które mogłyby go zgiąć,
bo o złamaniu nie było mowy. Był dla wszystkich opoką, każdy artysta z osobna
uwielbiał go i podziwiał. Zawsze był światełkiem w ciemnym, nieprzyjaznym
tunelu. Wszyscy byli o niego spokojni, dlatego bez większego stresu wyszli na
krótki spacer i lody.
A osobą, której usta praktycznie w ogóle się nie zamykały
był Henry, bez przerwy wspominający swoje podboje w programie „We Got Married”.
To ile komplementów posłał pod adresem Yewon, jego partnerki było niebywałe i
ciągle działające na nerwy reszcie grupy.
- Nobody gives a shit, Henry! – Ryknęła Jun. – Shut up! –
Dokończyła ze złością, wyręczając swoje przyjaciółki, które miały ochotę
wykrzyczeć podobne słowa. Gdy spostrzegła jak chłopak rozchyla wargi, by jednak
dokończyć swą historię, jej własne lody wylądowały z plaskiem na jego twarzy, a
akompaniował temu chichot reszty artystek. Geena spostrzegła jak Henry ze
smakiem powoli oblizuje usta, po czym także uśmiechnął się z zakłopotaniem. Po
upływie kilku sekund śmiał się głośno wraz ze wszystkimi, raz po raz
szturchając udającą naburmuszenie Jun.
***
Ciągle uśmiechająca się Quinn wyciągała klucze do dormu,
jednak ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że zamek jest otwarty. Myślała, że
reszta zespołu planuje coś na ten wieczór. No cóż, może uda im się coś wymyśleć
razem. Choć gdy przekroczyła próg, zobaczyła, że nie ma żadnych butów, ani
kurtek. A mimo to, zdawało jej się, że nie jest sama. Kompletnie zapominając o
tym, że jej buty dają o sobie znać, ruszyła powolnym krokiem do miejsca, gdzie
pożegnała się z przyjaciółmi. Momentalnie serce podskoczyło jej do gardła, a
sama podskoczyła w przestrachu zasłaniając usta ręką.
- Przestraszył mnie pan! – Zaśmiała się delikatnie,
oddychając z ulgą, widząc znajomą postać. Jednak od razu wyczuła, że coś nie było
tak jak należało. Siedział przy kuchennym stole w ciszy chowając twarz w swych
ciepłych dłoniach. Przełknęła ślinę, ostrożnie podchodząc bliżej. – Wszystko w
porządku? – Niemal szepnęła, nie śmiejąc zakłócać ciszy. W następnej chwili
pisk krzesła wypełnił jej uszy, a SangJoong wstał. Przykuł swój badawczy wzrok sylwetce
Quinn, mrugając częściej niż powinien. Na ten moment zapomniał o wszystkim co
nad nim wisiało.
Dziewczyna natomiast czuła się prawie naga pod wpływem jego
spojrzenia. Z przejęciem odezwała się, znowu robiąc krok bliżej. – Proszę pana?
Co się dzieje? – Powtórzyła delikatnie,
ostrożnie podnosząc spojrzenie ku jego twarzy.
Poczuła szorstki zwitek papieru w swej gładkiej dłoni.
Marszcząc z obawą brwi ponownie zajrzała w zmartwione
tęczówki menagera, nim opuściła oczy ku dokumencie.
W czasie jednego bicia serca zrobiło jej się słabo. Czuła
jakby zaraz miała wymiotować, mimo że nie miała czym. Gardło wyschło jej
doszczętnie, a głos stał się łamliwy.
- Formularz zwolnienia? – Powtórzyła powolnie, po raz
tysięczny czytając tytuł. – Tu jest pana nazwisko! – Krzyknęła z
niedowierzaniem, zasłaniając dłonią drżące wargi. Odrzuciła papier z powrotem
na stół. – Musi pan coś z tym zrobić! Przecież nie może mnie…zespołu tak
opuścić!
Łzy kołysały się na jej dolnej powiece, gotowe popłynąć w
dół.
SangJoong trwał w głębokiej ciszy, trzymając ręce w
kieszeniach spodni. Naszła go wtedy bardzo głupia i nieodpowiednia dla tych
okoliczności chwila. Quinn nie musiała zwracać się do niego per pan. On nie
czuł się kimś takim, był od niej starszy tylko o niecałe sześć lat. Pomyślał o
innych sprawach tego pokroju, a jedna z nich niekontrolowanie wypłynęła mu na
usta.
- Gdzie byłaś? – Zapytał łagodnie, próbując uśmiechnąć się
smutno, a zbolała Quinn nie miała siły, by dalej ciągnąć tak trudny temat, jak
głupoty wypisane na papierze; nieodpowiednie metody prowadzenia zespołu według
CEO SMENT i inne bzdury, dlatego posłusznie odpowiedziała bezbarwnym tonem,
zwieszając głowę.
- Z Minho Sunbae. Wypiliśmy razem kawę.
Menager przełknął ogromną gulę, która gnieździła się w jego
zaschniętym gardle, po czym westchnął, przypominając sobie jego prośbę
kierowaną do Quinn. Mimo że żołądek przewrócił mu się do góry nogami, nie dał
po sobie poznać tego co czuje. Zamiast tego uśmiechnął się naprawdę pogodnie,
nachylając głowę niżej. Prawą dłonią delikatnie ujął twarz dziewczyny i
podniósł ku górze, zmuszając do kontaktu wzrokowego.
W chwili gdy ich spojrzenia, obydwa pełne bólu, skrzyżowały
się, rzekł głosem kojącym, choć powoli załamującym się.
- Widzisz, chociaż jedną rzecz zrobiłem tak jak się należy.
Znalazłaś przyjaciół.
-----------------
Cześć
wszystkim;;
Nie mam
nic na swoje usprawiedliwienie. Nie było mnie długo, choć w te ostatnie dwa
tygodnie wakacji, postaram się nadrobić dotychczasowy deficyt rozdziałów .___.
Mam tylko jedno pytanie, czy ktoś tu jeszcze zagląda?
Ja zaglądam! :D Wgl świetny rozdział, uśmiałam się przy tej bitwie xD
OdpowiedzUsuńO jeeeejku! Bardzo się cieszę <3 i mam nadzieję, że widzimy się przy następnym rozdziale ;3
UsuńKocham twojego bloga ������
OdpowiedzUsuńNie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę! <3
UsuńMyślałam że się nie doczekam kolejnego rozdziału XD :P ale się doczekałam i się ciesze <3
OdpowiedzUsuńhaha, no tak, dość długo mi zeszło, żeby go napisać, ale zapewniam, że do końca wakacji, na pewno jeszcze się coś pojawi! :3
Usuń